"Broken Flowers" jest zdecydowanie najbardziej komercyjnym utworem Jarmuscha. Reżyser jednak ciągle podąża autorską, "rzadziej uczęszczaną ścieżką" i tworzy wybitny, w moim przekonaniu, film.
Jim Jarmusch należy do moich faworytów w filmowym świecie. Cenię jego bezkompromisowość, dystans, humor i autorskie piętno, którym naznacza każdy kolejny film. Lubię też jego zwyczaj demitologizacji klasycznych hollywoodzkich gatunków - western ("Truposz"), kino drogi ("Inaczej niż w raju"), dramat więzienny ("Poza prawem"), film gangsterski ("Droga samuraja"). W "Broken Flowers" można odnaleźć inspirację kinem drogi, ale też kryminałem. Jarmusch jednak nie byłby sobą, gdyby tych zgranych schematów błyskotliwie nie odwrócił - zagadka nie zostaje rozwiązana; bohater nie ulega zmianie w najmniejszym stopniu, nie mówiąc już o wielkiej przemianie i nawróceniu na "jasną stronę mocy".
"Broken Flowers" ma, do pewnego stopnia, konstrukcję nowelową. Każdy z kolejnych epizodów, w których centrum znajduje się nowa kobieta, ma odmienny charakter, klimat, przesłanie i zabarwienie. W każdym z nich prezentuje się też inna aktorka - mnie najbardziej przypadła do gustu Jessica Lange. Potrzeba było ogromnego wyczucia, aby wszytko "skleić" w spójny film, aby wszystko "zagrało" bez cienia fałszu. Jarmuschowi ta sztuka kolejny raz wychodzi bezbłędnie. Utwierdza mnie w przekonaniu o swym mistrzostwie zarówno w krótkiej, jak i długiej formule. Tym razem brawurowo je łączy, sprawia, że wzajemnie się przenikają i uzupełniają.
Na osobny akapit zasługuje genialna, intuicyjna i niepowtarzalna gra Billa Murray'a. Zagrał on znudzonego kawalera, którego nie ekscytuje podróż po kraju, a nawet podróż w głąb siebie. Owo znudzenie absolutnie nie przenosi się na widza. Murray prezentuje oszczędne aktorskie środki i dzięki temu wypada przekonująco - w jego kamienną i niewzruszoną twarz można patrzyć godzinami.
Jarmusch po raz kolejny odsłania przed nami rąbek swojego niepowtarzalnego filmowego świata. Prezentuje film do podziwiania i przemyśleń. Być może niejeden widz z tej filmowej podróży powróci (w przeciwieństwie do głównego bohatera) emocjonalnie bogatszy.