jaka jest koncówka? kto jest matka? a kto synem? nie poto oglądłam ciagnący sie film, żeby sie nie wyjasniło
Święta racja ! Trzeba wystosować petycje do Jima o zwrot pieniędzy. Ewentualnie osóby które czują się zawiedzione będą miały wstęp za free na kontynuacje [o ile oczywiście powstanie] w której wszystko zostanie wytłumaczone i omówione jak lektura w szkole podstawowej.
BTW Dżizas! Brak ręcę opadają jak czyta się takie "zarzuty" pod adresem jakiegoś filmu.
oglądasz z zaciekawieniem film, sprawa jest do rozwiązania i wszystko zmierza ku temu, ale w końcu nie dostajemy odpowiedzi, jedynie więcej pytań - niewiele jest takich filmów, dlatego daje to tak wspaniały efekt, dla mnie bomba!
Nie ma odpowiedzi bo nie jest ona ważna. Liczy się przemiana głownego bohatera, który z czasem coraz bardziej uświadamia sobie że w jego życiu czegoś brakuję.
Jarmusch dodatkowo w świetny sposób drażni się z widzem. W filmie pojawia się bodajrze 3 gości mogących być synami Johnston'a (w tym jeden grany przez syna Billa Murray'a- Homera). Widz zastanawia się który to z nich przez co wczówa się w głownego bohatera. Żeby utrudnić znalezienie matki widzowi Jarmusch kazał każdej z grających kochanki Johnston'a aktorek wczuć się w rolę i napisać swoją wersję listu. Ostateczna wersja stanowi ich sumę. Dla mnie świetny zabieg.
Ja z początku właśnie najbardziej obawiałem się że zagadka zostanie rozwiązana w jakiś banalny sposób i powstanie marna komedyjka o podstarzałym Don Juanie który odkrywa że ma syna.Na szczęście Jarmusch mnie nie zawiódł
ps:Czy przypadkiem pod koniec Winston nie dzwoni do Johnston'a żeby mu powiedzieć że to Sherry(dziewczyna z początku filmu) napisała ten list żeby zobaczyć jego reakcję ale on(podobnie jak widz) zupełnie ignoruję ten fakt?
Pan u góry dobrze prawi!
Film zdecydowanie bardzo dobry. Podkład muzyczny rewelacyjny, gra tak samo. Chciałabym, aby ktoś udokumentował moją minę, kiedy film dobiegł końca. Dosłownie chwyciłam za monitor komputera, lekko nim potrząsając w nadziei, iż może wypadnie z niego odpowiedź. Kiedy uświadomiłam sobie co robię zrobiło mi się głupio. Chwilę później niezmiernie się ucieszyłam, że odpowiedzi w filmie nie uzyskałam. Tak jest lepiej, bo to właśnie życie. Nie wszystko ma się jak na dłoni. Pokłony w stronę reżysera.
Zgadzam się z poprzednikami - "życiowe" zakończenie: nie zawsze daje jednoznaczne odpowiedzi. Jeśli jednak miałabym obstawiać, to jako autorkę typuję Sherry: spodziewa się dziecka i w ten sposób chciała "potrząsnąć" Donem; uświadomić mu ile straci, jeśli dostałby ten list za 20 lat.
Ciekawe, jak tutaj ludzie są zawiedzeni zakończeniem, to co dopiero powiedzieliby przy okazji "Ukryte" czy "Antychrysta"... Nie zawsze musi być wszystko podane kawa na ławę... Dla mnie "Broken flowers" to jeden z najlepszych filmów, jakie widziałam, a było ich naprawdę wiele.
W sumie nie trzeba spekulować jak by zareagowali wystarczy zerknąć na stronkę "Antychrysta" gdzie co chwilka ktoś zakłada temat jaki to on "gupi" i "po****ny" a twórca i wszystcy którym się podobało to "chorzy psychicznie idioci". W rezultacie forum jest potwornie zaśmiecone i nie da się prowadzić konstruktywnej dyskusji. Zresztą tak właściwie jest przy większości ambitniejszych produkcji.
Co do macierzyństwa to sam Jarmush w dodatkach jakie były na DVD "zdradził" kto wysłał list do Dona. Mimo to, jak kilka osób nade mną zauważyło to nie ta zagadka była najważniejsza w filmie. Broken Flowers mówi (a przynajmniej reżyser chciał aby mówiło) o tęsknocie za czymś utraconym, czego sami nie możemy zdefiniować ale mimo to brak nam tego. W wypadku playboya Dona jest to prawdopodobnie zwykłe, stateczne życie z gromadką dzieci niczym jego sąsiad Winston.
Ni daje mi tylko spokoju ten motyw z koszami. U każdej z byłych dziewczyn Johnstona jest boisko do koszykówki. Raczej nie jest to przypadek bo u ostatniej z potencjalnych mam Don długo i wyraźnie wpatruje się w ten kosz po czym lekko się uśmiecha. Pewnie nie ma to jakiegoś większego znaczenia ale ja wymyśliłem sobie taką teorie (trochę śmieszną ale co tam) że te wszystkie kobiety znały się kiedyś bo np. były w jednej drużynie koszykarskiej. Wiem, że wydaje się to trochę naiwne i infantylne ale spójrzmy na nie - są wysokie, szczupłe i wysportowane pomimo wieku. Taka sama jest aktualna partnerka naszego Don Juana. Dodatkowo za moją teorią mogłoby przemawiać to, iż dziewczyna, której nie mogliśmy obejrzeć miała przydomek "Mała" czyli Don, który dotychczas gustował w wysokich kobietach znalazł sobie wtedy mniej atletyczną partnerkę i zapamiętał ją jako "małą". Ale to wszystko to tak na marginesie. Sam film uwielbiam i żałuje, że tak wiele osób nie potrafi jego docenić.
Teoria ciekawa, bardzo możliwa:) Właśnie najlepsze jest to, że interpretacji może być wiele, to jest wielką zaletą filmu. Tak samo jak głębokie emocje widoczne na twarzach bohaterów. Niewielkie zmiany w mimice mają ogromne znaczenie. Wszyscy, którzy to zauważają, z pewnością są w stanie docenić ten obraz.
Faktycznie ciekawa teoria. Moja jest jednak trochę inna. Otóż kosz = syn. Jeśli tylko jedna miałaby boisko do kosza, to byłaby to jakaś wskazówka. A tak, jest to zabawny zbieg okoliczności.
Wasze odpowiedzi i teorie są bardzo ciekawe. Niemniej, jako, że nie mam dostępu do dodatków na DVD, czy mogłabym cię prosić o przytoczenie wypowiedzi Jarmuscha na temat autorstwa listu? Byłabym dozgonnie wdzięczna.
To stary post, ale ciekawa rzecz, że u wszystkich kobiet jest kosz, ale tylko u jednej, tam gdzie Don się uśmiechnął, jest naprawdę "używany".
Taaak, film dziwny, ale poprzez to właśnie, nie jest sztampowym filmem, takich, jakich tysiące.
Z początku zastanawiałam się: o co tu chodzi? Co to za nudne badziewie? I już miałam zrezygnować z oglądania tego filmu, gdyż nie uważałam, że warto jest oglądać go przez następną godzinę, ale w końcu postanowiłam, że jeśli przemęczyłam te 45 minut, to i dam radę z resztą.
I wiecie co? Z każdą chwilą dalszego oglądania 'Broken flowers' upewniałam się, że jednak warto.
Wspaniała gra Bill'a Murray'a-kamienna twarz, wydawałoby się bez emocji przez 4/5 filmu, a potem nagle scena na cmentarzu i łzy w jego oczach.Zaskoczenie.
No i wreszcie zakończenie. Niebanalne,nietuzinkowe i dające do myślenia jeszcze długo po obejrzeniu filmu. Bo jak tu nie wracać myślami do tego obrazu, jeśli nie wiadomo kto, z kim i dlaczego.
Nie da się nie wspomnieć tutaj o muzyce, która pasuje tu jak ulał.
Reasumując- film wart obejrzenia, choć pewnie nie wszystkim przypadnie do gustu. Ale przecież nie wszystko musi się każdemu podobać.
Miłego oglądania:)
Złosnicaaa... Gdybym ja tak "oglądł" jak Ty, zapewne też stwierdziłbym, że jest kaszaniasty. Na szczęście ja obejrzałem, ewentualnie oglądałem... Nie na Twój poziom dziecino.
Gratuluje wybitnie inteligentnej wypowiedzi Yarada !
De gustibus est non disputandum…
Nie ma odpowiedzi na to pytanie, bo nie ma syna. Cała historia to wielka metafora. Don był jak kwiaty, które stały w wazonie, które w koncu zwiedly. Kwiaty - różowe, które ofiarował kobietom były metaforą tego, co go kiedyś z nimi łączyło - sex i nic wiecej. Słodki, różowy sex i nic wiecej. Różowe kwiaty zwiedną, tak jak z umysłu ulatuja chwile, które z nimi spedzil, jak ulatują uczucia ofiarowane na kilka nocy.
Don - kawaler - kwiaty miały symbolizowac młodość. Skoro Don przeżywał ją intensywnie, chciał miec własne przyjemności dla siebie. To jak ścięcie róż, które już nigdy wiecej nie zakwitną, i zaden owad ich nie zapyli (nie jestem botanikiem, ale sens pozostaje ten sam). Róże wiedna i Don wiednie. Zupełnie bezdzietnie, bo ściete róże się nie rozmnożą, - nic z nich nie bedzie - tylko komnpost.
Ten film moim zdaniem to smutna metafora ukazujaca, ze hulaszcze zycie pełne ckliwych uniesień, przygodnego sexu, jest piekne do pewnego czasu, ale... to jak ściecie kwiatów, zamkniecie sobie innej drogi. Ten film to krytyka takiego zycia. Stary Don Juan, cynik, który za późno sobie zdaje sprawę, co go ominęło
Bardzo ciekawa interpretacja.Coś w tym jest.Tym bardziej ,że mam podobny tryb życia do bohatera.Daje to dużo do myślenia.Pozdrawiam. Film rewelacyjny i świetna muzyka
Bardzo dobry film. Szczególnie gra Murraya, który pomimo iż cały czas miał kamienną twarz, zdumiewał mnie. Scena z tą parą przy stole - mistrzostwo. Jedyne co mnie drażniło to gra Frances Conroy, którą uważałem za genialną aktorkę. Jednakże sposób w jaki zagrała swoja postać w BF w żaden sposób nie różnił się od spokojniejszych scen Ruth z Six Feet under. Jedyny minus filmu...
Ach:) piękny film:) niedawno przypomniałem sobie to cudeńko:D
Pozdrawiam wszystkch którym się spodobało:)
To tak autorem listu jest jego przyjaciel, na poczatku widać ciemna dłoń wkładajacą list, potem to wkręcanie, stępel, maszyna do pisania itp
Wiedziałem że zaczniesz psioczyć, wyczułem Cię z kilometra, pospolita Kasia z Ciebie. Temat wykluczam z obserwowanych. Bye Bye Ragazza :*