Kolejny film, który zapowiadał się bardzo ciekawie, ale z każdą minutą tracił na uznaniu. Pierwsza akcja naprawdę mnie zaskoczyła (Atilla rulez!) i sądziłem, że oglądnę coś interesującego, jednak potem było już coraz gorzej. I nie chodzi o sam scenariusz (choć ten w sumie jest dosyć oklepany), ale jego wykonanie. Wszystko to było jakieś takie sztuczne, płytkie, tandetne, za bardzo pogmatwane i w sumie nielogiczne (pełno strzelanin, wybuchów, na które w ogóle nie reaguje policja). Zbyt dużo postaci wprowadza sporo zamieszania, bo nie wiadomo kto jest z kim i dlaczego. W dodatku jeszcze w tym wszystkim pojawia się ten biedny zagubiony Jose. Pytam po co? Chyba tylko po to, żeby już całkowicie popsuć film. No i te beznadziejne sceny pościgów. Wyraźnie widać, że pojazdy zostały nałożone na poruszające się tło i tak naprawdę stoją w miejscu, albo poruszają się znacznie wolniej. A przecież tak robiono kilkanaście lat temu. Ktoś powie, że się czepiam, ale mamy już dawno nowy wiek, technika komputerowa poszła ostro do przodu i nie wypada tu pójść na łatwiznę, bo to naprawdę aż za bardzo razi oczy. Po obsadzie filmu (Christian Slater, Val Kilmer, Daryl Hannah) spodziewałem się czegoś naprawdę dobrego, ale ten film to dowód na to, że dobrzy aktorzy nie zawsze gwarantują rozrywkę na wysokim poziomie. Czyżby ci wyżej wymienieni rozmieniali się na drobne? Ogólnie, można od biedy oglądać, bo kilka momentów jest fajnych i ciekawych. Jeśli jednak nie oglądniesz, to nie stracisz niczego wielkiego. Bo po prostu ktoś tu wyraźnie zakpił z widza. A tego przecież nie lubimy.