Do debiutu Kitano podchodziłem z pewnym dystansem. Spodziewałem się jednak czegoś zupełnie innego. Statyczna i melancholijna kamera jest jakby odzwierciedleniem nastawienia w jakie wprowadza widza reżyser tuż po dosyć mocnym i ciekawym początku. Fakt - Kitano bawi się konwencjami hollywoodzkiego kina policyjnego, jednak robi to nieumiejętnie. Koncepcja "Brudnego Harrego wschodu" nie wypaliła, a jeśli nie to było zamierzeniem reżysera to nie zadziałał również pomysł zainicjowania czegoś nowego, brakowało pomysłu na postać, idei jaką miał Ferrara w "Złym Poruczniku", a która tak nami pozakręcała.
W warstwie fabularnej (dużo błędów logicznych), a dokładniej w mrocznym świecie bohatera Azumy (tu mocno średni Kitano) też nie jest za ciekawie. Każdy z podjętych tematów wiąże się w jakimś stopniu z głównym bohaterem, zniszczonym przez środowisko w którym przyszło mu żyć, wewnętrznie wypalonym gliniarzu. Są to ciekawe wątki, które aż proszą się o jakieś głębsze rozwinięcie, a przynajmniej o próbę oddziaływania na postać Azumy. Nie... podjęte tematy jakby nic nie wnoszą - są tam dla samego istnienia, dla zapełnienia taśmy. Reżyser woli postawić kamerę i katować nas obrazami, w których bohater spaceruje z jednego miejsca do drugiego. Kitano nie udało się uchwycić jakiegoś ducha, a i postać policjanta jest jakby nieosiągalna i niesprecyzowana - ja nie uwierzyłem w tą postać, nie wywołała we mnie jakiejkolwiek emocji. Azuma, jest po prostu nudny tak jak i cały film.
6/10 - zawyżone tylko ze względów sentymentalnych jakimi darzę dobrego przecież reżysera.