jest 18-letni, zdolny, wesoły i sympatyczny chłopak o przezwisku Loris. Z powodu nieudanej próby ucieczki na Zachód zostaje uznany za więźnia politycznego i na 3 lata trafia do więzienia. Zachodzą w nim tak głębokie zmiany, że wychodząc na wolność jest innym człowiekiem. Zaniknęła jego wrażliwość i ciepło, jakby wraz z każdym dniem za kratami uchodziło z niego życie. Loris jest ofiarą systemu, problem w tym, że po zmianach politycznych wszystko zostało po staremu. Ci, co byli u władzy, są przy niej nadal - tyle, że w światku przestępczym.
Loris stracił wszystko, co kochał i kim był, i choć odnalazł miłość stracił ją tak szybko, jak zyskał. A wtedy czy warto żyć?
Film niezły, choć w drugiej połowie filmu reżyser się nieco pogubił i nie ustrzegł wpadek. Mimo to warto zobaczyć.
Zgadzam się, że film warto zobaczyć, ale czy Loris faktycznie był sympatycznym osiemnastolatkiem, kiedy trafił do więzienia?
Zwróciłeś uwagę, że gdy w drugiej części filmu, wraca do rodzinnego domu i spotyka się z ojcem, to z ich rozmowy wcale nie wynika, że to system był odpowiedzialny za całe to nieszczęście, które spotkało Lorisa.
Reżyser zostawił raczej otwarte pytanie, czemu tak się stało. Owszem, z jednej strony władza, ale z drugiej ojciec Lorisa powiedział, że chłopak od zawsze był wychowywany w przekonaniu, że jest lepszy od innych, wyjątkowy.
Zastanawia mnie jedno. W filmie było bardzo dużo klamer kompozycyjnych. Bohater zanim wypowiedział jakąś kwestię, zazwyczaj odchodził i wracał (koło), zanim w ostatniej scenie zaniósł ukochaną nad skarpę, wcześniej był przy tej skarpie sam. Czy na końcu skoczył?