Młody, wyobcowany chłopak i jego problemy z rodzicami. Dwóch drobnych dupkowatych
złodziei i ich koleżanka. Losy tej czwórki się jako tako splatają. Tyle. Dość prosta, ale
ciekawa fabuła. Nie kumam za bardzo o co w ogóle chodziło głównemu bohaterowi, jego
działania były dla mnie często dość enigmatyczne. Realizacja jest sprawna, ale w sumie też
bez fajerwerków. Muzyka była ok. zdjęcia ok., obsada ok. Dobrze się to oglądało, ale nic
mnie tu nie powaliło, po pozytywnych opiniach na temat reżysera i tego filmu spodziewałem
się więcej. No, ale zobaczymy jak będzie dalej. Mam nadzieję, że wbrew imdb, nie jest to
najlepszy film Ming-liang Tsai’a (nie wiem jak odmieniać to nazwisko). "Buntownicy
neonowego boga" to film przyjemny, ale nic ponadto. Być może mieszkańcy Tajwanu widzą
w tym coś więcej?
Spoilery.
Depresja/apatia(znęcanie się nad karaluchem)/upadek wartości/brak celu/brak normalnych relacji z rodzicami - to w mojej ocenie u chłopaka, który rzuca szkołę. Wszystko się zazębia i tworzy spiralę, która pcha go do porzucenia studiów (brak perspektyw - pokazane przeludnione klasy) i skierowania całej energii na prymitywną zemstę za zniszczone lusterko (przekonanie że liczy się siła, a nie normalna, mrówcza praca np taksówkarza, którym był jego wiecznie nieszczęśliwy i zabiegany ojciec). Po osiągnięciu celu - zniszczeniu motoru, służącemu rozładowaniu nagromadzonym z innych tytułów emocji, wraca do domu, lecz tam zostaje odtrącony, ponieważ uciekł z domu na parę dni i rzucił szkołę. Odchodzi więc z domu - zresztą matka zfiksowana religijnie (uważa syna za wcielenie bóstwa!), więc mu nie szkoda odejść z takiego środowiska rodzinnego.
Zastanwiam się nad matrymonialnym telefonem na końcu. Chyba mógł symbolizować ostatnią deskę ratunku - gdyby chłopak podniósł słuchawkę, nawiązał prawdziwą relację z kobietą to jego życie nabrałoby jakiegoś sensu. Bohater jednak nie odebrał i wyszedł.
W przypadku dwójki złodziejaszków i ich dziewczyny historia raczej dużo prostsza, bardziej dosłowna.
Mnie wyjątkowo ujął ten neono-cyberpunkowy klimat oraz trafność smutnej analizy społecznej. U mnie ocena 8 albo 9 .
To, co piszesz brzmi ciekawie i sensownie, ale z filmu nic już nie pamiętam. Przypuszczam, że dziś zrozumiałbym więcej. Nie, że z racji wieku, ale doświadczeń życiowych. Może kiedyś obejrzę ponownie, wtedy na pewno wrócę do Twojego komentarza.
Ja generalnie nie lubię Tsaia ale ten mi wyjątkowo podpasował. Może dlatego ze jest bardziej dosłowny i żywiołowy (jak na Tsaia :) ) niż inne , mocno alegoryczne obrazy (w których moim zdaniem zabrakło równowagi między surrealistycznymi metaforami a właściwą akcją filmu).