Czekałam an ten film i czekałam i w końcu się doczekałam - na początku nie mogłam uwierzyć własnym oczom ale to była prawda ... film jakoś bardzo bardzo mnie nie ruszył ale jest dobrym filmem ... i podobał mi się ... kevin kline jako ojciec kochajacy ojciec ktory probuje byc surowy byl naprawde dobry, aktorsko film bardzo dobry, no i ten klimat, tak naprawde mogloby sie wydawac ze sie nic w nim nie dzieje ale w srodku kazdej postaci az kipi ... zastanawiam sie co miała symbolizowac smierc mikey'a (moze nic ...?), czy cos zmienila, troche szkoda ze nie wiem co sie dzieje pozniej, ze reszty o wszystkich bohaterach musimy sie dowiedziec sami, dobudowac sobie ich historie, kazdy moze w poszczegolnych bohaterach odnalezc cos innego, moze nawet w sigourney weaver ktora jest jak krolowa sniegu, burza lodowa wprowadza jakis taki klimat niepewnosci, niestalosci ... wyklad o molekułach i gra w rugby na boisku moga miec lebsze znaczenie no i komiksy brata Wendy ... pelno watkow ktore dla kogos z wyobraznia moga dac pole do popisu, film ktory niby sie konczy ale dlugo zyje wlasnym zyciem po finalowej scenie...