Nie wiem, mam mieszane odczucia.
Schemat filmu taki - młoda dziewczyna poznaje starszego faceta, jest zafascynowana, chce z nim być, rzuca szkołę, on okazuje się oszustem i bezwzględnym chamem, tchórzem i do tego żonatym, więc dziewczyna wraca do szkoły, chce iść na studia.
Ja wczułam się w skórę Jenny od początku i przyznam, że postąpiłabym tak samo - trudno oprzeć się takiemu mężczyźnie, takiemu światowi i takiemu życiu. Przecież nauka i studia dla Jenny nie były wcale takie ważne - ona chciała przygód, miłości, chciała się wyrwać z tego świata. Bardzo ją podziwiam za jej decyzje.
Czy takie filmy zawsze muszą się kończyć w taki sposób, że właściwie wszyscy dojrzali mężczyźni to świnie, chcą przelecieć młode uczennice i lepiej siedzieć z nosem w książkach, niż poświęcić się na przyjemnościom?
To takie schematyczne... Oczywiście wiedziałam, że tak się skończy, bo nie trudno się było domyśleć, ale mimo wszystko oczekiwałam czegoś bardziej niekonwencjonalnego...