Nasuneło mi się jedno pytanie. Czy przy tak ciężkim uzależnieniu jest jeszcze miejsce na miłość? Zastanawiam się co oni do siebie czuli, zanim zaczeli brać. Macie jakieś pomysły?
Ja nie wierze w miłość ludzi tak mocno uzależnionych. Tu nie ma na to miejsca ani czasu, kazdy dba tylko o swoją dupe by mieć na ćpanie i jeden drugiego nie wspiera, tak mi się wydaję. Takie filmy to wg. mnie bajeczki piękne ale nierealne.
Na przykład wzajemna fascynacja. Kiedy Candy i Dan się poznają to oboje są jakoś tam związani ze sztuką (on próbuje swoich sił jako pisarz a ona maluje), więc można powiedzieć, że sztuka ich do siebie zbliżyła. Kiedy ich poznajemy to nie są jeszcze uzależnieni, młodzi, zauroczeni w sobie. Później w miarę z rozwojem nałogu jedynie ,,wypalali'' się nawzajem, nie wiem może były w nich jakieś resztki miłości, ale ich życie razem było tylko iluzją a oni byli uzależnieni i nie byli w stanie już razem funkcjonować, dlatego finalnie ich związek się kończy, bo razem mogli się tylko staczać...