Zawsze mam zagwozdkę, jaką uczciwą ocenę wystawiać takim horrorom jak "Cannibal Diner" (nie mylić z horror komedią "Blood Diner" z 1987 roku). No bo sam kiedyś maczałem palce w nakręceniu kilku krótkometrażowych horrorów i dzięki temu jestem raczej tolerancyjny, jeśli chodzi o amatorskie, czasem nawet zerobudżetowe kino grozy. Najważniejsze dla mnie, aby amatorski horror/film gore nie był nudny jak flaki z olejem. Idiotyczne zachowanie postaci, kiepskie efekty gore, wtórny scenariusz czy słabą grę aktorską jestem w stanie jakoś przełknąć.

Najbardziej w niemieckim "Cannibal Diner" dokuczała mi wtórność, gdyż ten film czerpie garściami z "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" (1974), "Wzgórz mają oczy" (1977) czy "[Rec]" (2007). Miałem też wrażenie, że oglądam niemiecki "Blood Tracks" (1985) - opuszczona fabryka chemiczna w głębi lasu zamieszkiwana przez kanibalistyczne mutanty. Drugi minus to niewiele gore i w zasadzie zero suspensu. W trakcie seansu "CD" nie nudziłem się specjalnie, choć aktorstwo atrakcyjnych niemieckich dziewczyn w opałach pozostawiało nieco do życzenia.

Na plus fajna lokalizacja opuszczonej fabryki - jako wielbiciel urbexu mam słabość do opuszczonych miejsc wykorzystywanych w filmach (nie tylko w horrorach). Miejsce,w którym nakręcono "CD" chętnie bym eksplorował. Kolejny plusik to kawałek harsh EBM Alien Vampires "Acid Orgy" na soundtracku. Mutanty nie wywarły na mnie żadnego wrażenia. Reasumując, "Cannibal Diner" da się obejrzeć, choć nie jest to w żadnym wypadku poziom kreatywnych horrorów Jorga Buttgereita czy nawet Olafa Ittenbacha. Inna sprawa, że może jestem lekko uprzedzony do horrorów z dwóch ostatnich dekad? Hmm?

Czas trwania: 75 minut.