Nie wiem dlaczego twórcy kolejnego już horroru o "łowcach narządów" nie skonsultują
strony czysto technicznej swoich dzieł z kimś, kto zawodowo zajmuje się przeszczepianiem
narządów. Scenarzysta uparł się że najwygodniej narządy pobiera się "na żywca" -
zwłaszcza rogówkę, serce czy nerki - myślę że precyzyjne cięcie i podwiązywanie naczyń jest
ułatwione przez rozpaczliwe wierzganie ofiary...Choć tu przynajmniej narządy trafiają do
pojemników z lodem, co prawda bez płynu ale zawsze... W innym wybitnym dziele
transplantacyjnym o tytule o ile mnie pamięć nie myli Rzeźnia na szynach były
przechowywane w wiadrze i na metalowych półkach, a czas niedokrwienia nie miał w ogóle
znaczenia. Poza kilkoma bzdurami film jednak oglada się przyjemnie 4/10.
Link dla zainteresowanych:http://www.pfb.info.pl/files/kwartalnik/1_2006/Ryszka.pdf
Mnie rozwaliło, że koleś, który poszedł pod skalpel przed główną bohaterką, w ogóle nie krzyczał, skoro wycięto mu organy na żywca... Terminator jakiś?:] Gdyby facetowi wycinano organy wewnętrzne bez znieczulenia, to jego wrzaski byłoby słychać w promieniu kilometra. Ogólnie w tym filmie sporo było naciąganych motywów.