Co prawda, nic na temat XVIII-wiecznej Wenecji nie wiem, ale kostiumy w tym filmie zostały wykonane z taką dbałością o szczegóły, że ducha epoki oraz atmosferę czasu i miejsca można było wyczuć nawet w kościach. Kostiumografowie sprawili, że tam byłem i przechadzałem się wąskimi uliczkami wraz z Casanovą. Nawet gdyby rodowity, ówczesny wenecjanin staną przede mną w innym stroju, to już mu nie uwierzę, bo... nie chcę.

Nie jestem jakimś wielkim fanem falbanek, ale no... ja pierodle. W sumie, to nawet nie wiem czy to były falbanki. Myślę, że tak to się nazywa. Po prostu nie mam słów odnośnie tych zbliżeń na szczegóły.

Nie muszę nawet przeszukiwać internetu, aby stwierdzić, że prawdy historycznej tutaj najpewniej nie ma za grosz, ale wcale tego nie wymagam - traktuję film, jak każdą inną fikcję. Opisana historia jest żwawa, cwana, pomysłowa i figlarna, czyli dokładnie taka, jaka powinna być w idealnym filmie przygodowym.

No i jeszcze: jak tu się nie odnieść do Heatha Ledgera (RIP)? Podobno, jak się pojawił na castingu, to od razu ten casting zamknęli. To powinno oddać, co chcę powiedzieć w temacie.

"Casanova" to moim zdaniem sztos totalny. Wiem, że ta opinia niewiele znaczy, ale obejrzyj ten film koniecznie.