Chuck przetrwał psychicznie dla ukochanej tzw. światełko w tunelu.
Jednak po 4 latach jak wraca nastaję Kelly z mężem i dzieckiem. Nie jeden by się załamał i rozpad.
Niestety teoria Arystotelesa o kobietach, znów się niestety nie myli.
A Wy co niej sądzicie ?
Co do filmu 8/10, pokazuje że warto walczyć mimo wszystko lecz "wszystko" może zamienić się w nic.
Ps. Nie chodzenie do dentysty jednak się opłaca hehehe...
Każdy jest "ludziem" i mogę się założyć że również znalazłbyś/złabyś sobie kogoś innego w jej przypadku ;)
Oczywiście nie popieram postawy Kelly, ale rozumiem. Myślę, że ona też się nieźle nacierpiała. Pewnie nie było jej tak ciężko jak Chuck'owi na bezludnej wyspie, ale jednak cierpiała. Przecież umarła (według wszystkich) miłość jej życia. Starała się zapomnieć i zrobiła to tworząc rodzinę.
Jednak nie podobało mi się jej zachowanie po tym jak przyszedł do niej do domu. Zaczęła mówić jak bardzo go kocha i jak tęskniła... Kompeltnie zapomniała w co się "wpakowała"- mąż i dziecko. Zrobiła wtedy Chuck'owi nadzieję ;(