„Cavemen” Herschela Fabera to historia czterech kumpli z wielkiego miasta, którzy wspólnie
mieszkają i wspólnie pracują, dobrze się bawią, zaliczają panienki, a w międzyczasie… szukają
miłości.

W skrócie - film, jakich wiele, nie wnoszący zbyt wiele do gatunku. Łyka się go jednak
bezboleśnie, całość jest bowiem całkiem zgrabnie nakręcona, aktorzy posiadają charyzmę (w
szczególności Skylar Astin i Chad Michael Murray), z ekranu pada parę ciekawych uwag
dotyczących życia młodych ludzi, którzy nie wiedząc co robić, nie dostrzegają tego, co mają na
wyciągnięcie ręki. Ogólnie lekki, łatwy i przyjemny klimat all around.

Na plus pomysł pokazywania na ekranie gotowego filmu na podstawie tekstu jednego z
bohaterów, będącego początkującym scenarzystą. Taki film wewnątrz filmu, co jest dodatkowo
ciekawe, gdyż gotowy scenariusz też nazywa się „Cavemen”.

Dodatkowo fajnie popatrzeć na przestronne, bardzo klimatyczne mieszkanie bohaterów,
dokładnie takie, jakie posiadają nowojorscy bohaterowie „Glee”. Naprawdę niezła sprawa,
pokazująca jak ładnie można urządzić pomieszczenia pofabryczne.

„Cavemen” to typowa komedyjka o sprawach damsko-męskich. Całkiem zgrabna i nie
wywołująca zażenowania, ale wylatująca z głowy w kwadrans po seansie. Tym razem krótko, bo
i nie ma szczególnie o czym pisać. A wynotowuję seans tego filmu, bo powoli wychodzi, że
zapoznaję się z prawie całą filmografią Skylara Astina. ;)

Ocena: 6/10

Po więcej (dłuższych i bardziej przemyślanych) tekstów zapraszam na mojego filmowego bloga:
http://superkaczy.blog.pl