Wkrótce po nieszczęsnej "Emmanuelle 5", firmowanej jego nazwiskiem, Borowczyk najwyraźniej postanowił dowieść krytykom, że wciąż jest filmowcem-autorem. "Ceremonia miłości" sprawia wrażenia dzieła wręcz obliczonego na dotarcie do cokolwiek wąskiego grona odbiorców. Trudno ów film jednoznacznie ocenić, bo z jednej strony grzeszy pretensjonalnością (wynikającą być może z literackiego pierwowzoru), z drugiej zaś fascynuje oniryczną atmosferą i plastycznym pięknem.