Film mi się podobał, lubię tematykę II WŚ i w ogóle przepadam za filmami wojennymi, a temat
Japońskiego Cesarza wydawał się interesujący. Niestety nie wiem o czym bardziej był ten film, o
Cesarzu czy o poszukiwaniu utraconej miłości. Jak dla mnie osobiście za mało Cesarza w
Cesarzu, miałem wrażenie, że twórcy tego filmu podeszli strasznie ogólnikowo do sytuacji w
Japonii, która była tylko tłem dla miłosnych retrospekcji głównego bohatera. Przez to film był dla
mnie mniej wojenny i historyczny, a bardziej romantyczny... Niemniej jednak podobał mi się, obraz
zniszczonej Japonii, który przewijał się w tle, zarys Japończyków ich honoru. Uważam ten film za
dobry ale nie rzucający na kolana. 5/10
Z tym romantyzmem trochę przesadzasz. Tego też brakowało w tym filmie. Wszystkiego brakowało. Nie jest to film ani o cesarzu, ani o dochodzeniu przeciwko niemu, ani o MacArthurze, ani o miłości Amerykanina i Japonki, ani o zderzeniu kultur. Nieźle się film zaczyna, bardzo dynamicznie, a potem mamy flaki z olejem i robi się po prostu nudno. Szkoda, bo temat jest świetny i miał potencjał.