Obejrzałem dzisiaj Charlie St. Cloud w amerykańskim kinie. Seans sprawił, że z sali
wyszedłem zażenowany. Ten film to ckliwa historyjka chłopaka pozbawionego testosteronu.
Przez cały czas trwania filmu nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że Zac Efron udaje
twardziela, którym nie jest. Głównie za jego sprawą tego filmu nie da się oglądać. Jego
twarz nic nie wyraża, ciągle widnieje na niej frajerski uśmieszek przerywany wymuszonym
płaczem. Charlie St. Cloud to reklamówka nowego przypakowanego torsu i niebieskich
oczu sztywniaka Efrona. Nic więcej. Może dziewczynki w okresie dojrzewania kupią tę
sentymentalną papę. 2/10