PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=666135}

Cicha namiętność

A Quiet Passion
6,2 1 101
ocen
6,2 10 1 1101
7,8 5
ocen krytyków
Cicha namiętność
powrót do forum filmu Cicha namiętność

Dobrze zbudowany klimat. Niezłe udźwiękowienie. Aktorstwo na poziomie. Bardzo dobry scenariusz i dialogi.
Ocena na filmwebie, to jakieś nieporozumienie. Raczej żaden z oceniających, filmu nie widział.

ocenił(a) film na 6
omaa_kaan

Chyba przesadzasz -- szczególnie w tym ostatnim. Sam przecież dałeś filmowi, mimo wielu superlatyw, "7". Chyba nic w tym dziwnego, że komuś mógł się podobać mniej.

Takim kimś byłem na przykład ja. I choć zgadzam się z tym, że film jest bezbłędny w warstwie realizacyjnej, ma klimat, bardzo dobrą kompozycję, a aktorstwu nie można absolutnie nic zarzucić (żeby nie powiedzieć, że ociera się ono o wybitność, zważywszy na trudność kameralnych ról, pełnych emocji i cierpienia), to dzieło to jest jednocześnie w wielu punktach ułomne -- a przynajmniej może takim być z perspektywy subiektywnego odbioru.

Mnie raziły np. właśnie dialogi. Nienawidzę wprost w filmach historycznych wszelkiego uwspółcześnienia -- sposobu myślenia, mówienia, itp. Tutaj powinienem więc być wprost zachwycony, bo postacie ani przez chwilę nie rażą upodobnieniem do ludzi późniejszych epok. Z drugiej jednak strony, trudno mi naprawdę uwierzyć, by rozmowy realnych ludzi, na których wzorowane są postaci, opierały się na przerzucaniu się koturnowymi i nie zawsze w pełni ze sobą korespondującymi frazami. Wiem, że literatura tego okresu celowała w sentencjonalnym kwecizmie, nie jestem jednak przekonany co do tego, iżby w rozmowach również występowały one w takim nasyceniu. Sądzić w tej sprawie nie jestem zdolny, bo wiedzy odpowiedniej nie posiadam. Tak czy inaczej, można odnieść wrażenie nadmiaru, i to sporego, tego rodzaju "błyskotliwych" (choć tak naprawdę raczej nużących) wymian w pierwszej części filmu.

Jeśli dodać do tego, co powyżej czytaną in extenso poezję, co rzadko sprawdza się na ekranie (szczególnie gdy mowa o poezji obcojęzycznej, nieznanej, czytanej przez lektora, w tłumaczeniu), to dostajemy w sumie zastrzyk dość cieżkostrawnego materiału. Poezja jednak, w przeciwieństwie do dialogów, przynajmniej podawana była nieśpiesznie -- reżyser zrobił co mógł, żeby ułatwić widzowi jej odbiór.

No i na koniec pytanie ogólne -- co daje taki film? Widzowi z anglojęzycznego kręgu kulturowego zapewne coś, bo poezja Emily Dickinson zalicza się do kanonu klasyki, zatem każdemu ukulturalnionemu użytkownikowi angielskiego jest pewnie w jakimś stopniu znana i dla niego ważna. U nas postać poetki znana jest zapewne niewielu, a jej twórczość -- "garstce" osób. Czy film ją przybliża? I tak i nie. Bo tu kolejność zdecydowanie powinna być odwrotna -- najpierw poznajemy dzieło, a potem autora i okoliczności życiowe, w jakich ta twórczość się rodziła. Inaczej ma to mały sens.

Sprowadzając zaś rzecz do banału: film jest znakomicie zrobiony, ale jednocześnie trudny w odbiorze i nużący, a może nawet nudny. Przez sam temat, który po prostu słabo pasuje do medium filmowego.

ocenił(a) film na 7
sbbbbs

Jeśli poczułeś się urażony tą ostatnią uwagą, to przepraszam, zbyt pochopny wniosek z mojej strony.

Świeżo po seansie, jakoś nie mogłem się pogodzić z myślą, że ktoś chciał ocenić ten film na 5. Taką ocenę dostają u mnie raczej słabiutkie filmidełka - toż to połowa dostępnej skali!
Dałem 7, a to u mnie całkiem wysoka ocena; oznacza film, który obejrzałem z dużą przyjemnością, nie aż tak dobry, żebym np. do niego wracał, ale z pewnością poleciłbym go znajomym.

Co do reszty Twoich uwag, no cóż, to co Ciebie razi, mnie zachwyca.
Dialogi uważam za wyjątkowo zabawne i świetnie oddające nie tylko ducha epoki, ale również sposób postrzegania świata przez samą bohaterkę. Film biograficzny, niekoniecznie musi być realistyczny, historyczny. Taki patent na tę opowieść miał scenarzysta/reżyser. Do mnie trafił. Że zbyt teatralnie? Akurat u Daviesa, to nie powinno dziwić, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę, że filmy kostiumowe w brytyjskiej kinematografii, to już oddzielna dziedzina rządząca się własnymi zasadami, do których Davies zręcznie nawiązuje.
Podobnie wrzucenie poezji bezpośrednio na ekran, zabieg na który rzadko decydują się twórcy filmowi, bo faktycznie łatwo to spartolić, tutaj - bez zarzutu. Dobór utworów, szczególnie zasługuje na uznanie; zachwycający komentarz do oglądanych obrazów.

Istotna uwaga, wspomniałeś coś o lektorze. Bez urazy, ale oglądanie tego typu filmu, bez słuchania oryginalnych dialogów, kompletnie mija się z celem. Tu pełna zgoda - z lektorem, ten film zapewne mocno męczy. Tak zgaduję, nie doświadczyłem zjawiska.

Pozwolisz, że na pytanie "co daje taki film", nie będę próbował odpowiadać. Pewnie każdemu, co innego. Osobiście niczego od niego nie oczekiwałem : ) ale wrażenia estetyczne, których dostarczył, były przednie.

Zatem doprecyzowując moją ocenę, żeby było uczciwie - kino pewnie nie dla każdego, ale Ci, którzy choć mgliście kojarzą postać Emily Dickinson i nie straszne im kino kostiumowe w klasycznym wydaniu, powinni mieć frajdę.

ocenił(a) film na 6
omaa_kaan

Może obaj wyraziliśmy się z początku zbyt kategorycznie :). Pod wpływem tej rozmowy z Tobą zmienię chyba ocenę na 6. Przy czym u mnie 5, przynajmniej od pewnego czasu, nie jest oceną przeznaczoną dla "słabiutkich filmideł", bo moje ambicje kinomańskie wygasły i często rzeczy słabych albo nie kończę, albo... w ogóle nie zaczynam :). I to nie dlatego, żebym był taki wyrafinowany -- po prostu przestałem np. szukać prostej rozrywki w kinie: znajduję ją gdzie indziej. Tak więc "5" to u mnie ocena przeznaczona dla filmu, który jest bardzo przyzwoity, ale bez którego obejrzenia można spokojnie przeżyć, nie mając przy tym poczucia jakiejś straty. Masz jednak rację -- "Cicha namiętność" na pewno zasługuję na ocenę powyżej w ten sposób wyrażonej średniej.

sbbbbs

Tak na początek, każda ocena jest subiektywna. Nie wiem jak można oceniać obiektywnie dzieło sztuki.

Tak czytam twoje obiekcje, a piszesz, że widzisz wiele wad, ułomności, a wymieniasz jedną. Że język jest zbyt literacki, kwiecisty, ale zdaje się, że tak właśnie porozumiewała się Dickinson (była perfekcjonistką), i takiego podobnego poziomu wymagała od współrozmówcy. Zwróć uwagę, że gdy pojawia niezbyt lotna żona kaznodziei, prawdziwa purytanka, to Emily na początku bada jej pozom, a gdy stwierdza, że nie dorównuje jej, zaczyna z niej bezlitośnie kpić. Tak samo jest, gdy w jej domu zjawia się młody jej wielbiciel, niemal miażdży go przy każdym słowie. Jej wyniosłość jest podkreślana tym, że mówi z nim patrząc na niego z góry, a on jej nie widzi. Dodam, że kwiecistość dialogów jest zwykle rozbijana przez pojawiającą się regularnie ironie, złośliwostki.

Nie wiem naprawdę do kogo kierujesz skargi, że nie znałeś twórczości Emily Dickinson. W internecie jest dostępne wiele tłumaczeń jej wierszy, możesz czytać i czytać. A po angielsku można znaleźć niemal wszystko. Inna sprawa, że każda biografia poety jest skazana na bycie niszową, dla garstki. Bo poezja nie jest czymś masowym. Są oczywiście wyjątki, ale wtedy trzeba być Bobem Dylanem lub Mickiewiczem, do którego czytania są zmuszane kolejne roczniki. Interesujesz się poezją, to ten film jest świetnym dodatkiem do poezji.

Pytasz się po co powstał ten film? A po co powstają biografie? Po to, aby przybliżyć sylwetkę pewnej osoby. Do tego z oczywistych względów bardzo schematyczny (od kołyski aż po grób). Emily Dickinson jest postacią niewdzięczną biograficznie, choć powstało o niej sporo książek, a jej specyficzny tryb życia fascynował wielu autorów. Życie Dickinson kręciło się tak naprawdę wokół domu i kościoła. Z rodzinne miasto opuściła w ciągu życia jedynie cztery razy. Im była starsza, tym rzadziej opuszczała dom, a później własny pokój. Filmowo trudna sprawa, a reżyser wybrnął z tego świetnie, im dłużej film trwa świat poetki coraz bardziej się zawęża. Zaczyna się od bardzo szerokiego ujęcia w operze, a kończy się na wąskiej dziurze w ziemi, do której zostanie złożona. Do tego pewne ujęcie powtarza na początku i na końcu filmu. Wiesz dlaczego? Zwróciłeś też uwagę, że najbardziej dramaturgicznie emocjonującą sceną jest ta, gdy poetka krzyczy na pracowników, następnie dostaje reprymendę od ojca, a później przed nimi się kaja. Jej życie było tak poukładane, spokojne, że coś tak wydawałoby się zwykłego urasta w filmie do rangi wydarzenia. Nie przypadkowo Dickinson była nazwana pustelniczką.

Tak się zastanawiam, czy można było by to opowiedzieć inaczej, lepiej. I nie widzę tego inaczej. Reżyser możliwie najlepiej przybliża sylwetkę poetki, jest tu niema wszystko. A forma jest kwintesencją stylu Terence Daviesa, on tak opowiada, takie ma temperament.

Tak na marginesie, Terence Davies jest bardzo blisko z Emily Dickinson. Sam jest nazwany poetą, jego filmy bardziej niż opowiadają historie są wizualnymi poematami, bardzo nostalgicznymi, przesiąkniętymi smutkiem. Ma też podobny, ambiwalentny stosunek do instytucjonalnej religii, a jednocześnie jego filmy mają w sobie coś mistycznego. A w tym wszystkim, tak jak u Dickinson jest ta szczypta humoru, żartu. Nawet jego życie prawne jest zbliżone do Dickinson; podkreśla, że żyje samotnie, do tego w celibacie. Jego aktywność życiowa ogranicza się do tworzenia.

ocenił(a) film na 6
brava

Rozumiem i przyjmuję z pokorą. (Bez ironii.)

Być może wyraziłem się nieprecyzyjnie. Nie mam do nikogo pretensji. Po prostu mam wrażenie, że być może postać Emily Dickinson nie jest szczególnie dobrym tematem na _uniwersalny_ (w rozumieniu: dostępny w odbiorze dla nieprzygotowanego widza) film biograficzny. Nie twierdzę, że nie powinien był powstać. Nie powiedziałem też, że uważam, że straciłem czas oglądając go.

sbbbbs

A czy to miał być film dla wszystkich? Inna sprawa, że jeśli zapoznasz się z biografią poetki, to reżyser podejmuje wszystkie dotyczące jej wątki. Np. tematyzuje, w dwóch miejscach, to, że poetka została sfotografowana tylko raz w życiu, mając 16 lat. I co ważne, po śmierci poetki to zdjęcie było wykorzystywane przez rodzinę przy tworzeniu jej legendy, podawane retuszom, przez co nie przypominała ona samej siebie. Reżyser mówi tą sceną, chcę pokazać ją taka jaka była, bez retuszów, jak najbliżej prawdy. I jednocześnie podkreśla czym jest jego film, czyli portretem.

Tak się zastanawiałem, czy można zrobić uniwersalny film po poecie. I jak to robiono. I ten film wydaje się nietypowy. W "Jaśniejsza od gwiazd" tematem głównym jest miłość John Keats to młodej dziewczyny, i to ona jest bardziej eksponowaną postacią niż znany poeta. W "Skowycie" w centrum jest proces, a sam tekst poetycki jest ilustrowany tak dziwacznie, w taki nietrafiony sposób, że już wole to co robi Davies. W "Rozpalić gwiazdy" mamy relacje słynnego Dylana Thomasa z mało znanym poetą (który jest główną postacią), a tematem jest tak naprawdę zajazd alkoholowy legendy. Na tym tle "Cicha namiętność" chyba najbardziej skupia się na samym poecie, w wszystkich innych artysta jest trochę poza naszym, czyli widzów spojrzeniem. W innych filmie pojawia się jakaś postać, która ma za nas badać legendę, weryfikować jej wielkość.

ocenił(a) film na 6
brava

Punktujesz mnie bardzo celnie :). Rzeczywiście, wychodzi pewnie na to, że po prostu nie wszedłem w odpowiedni rezonans z postacią bohaterki tej biografii.


ocenił(a) film na 5
sbbbbs

Zbyt łatwo skapitulowałeś. Twoja ocena filmu jest mi bliska, również mnie raziła sztuczność zachowań i dialogów, przejętych przez reżysera chyba z ówczesnej literatury, która była sztuką wysoką i takimż językiem operowała. Wystarczy przypomnieć sobie np. ekranizację "Lalki", by stwierdzić, że można mówić "normalniej", choć przecież też to są słowa z owego czasu. Dalej - sama postać Emily Dickinson jest - jak dla mnie - pokazana zbyt feministycznie. Owszem, była ona osobą inteligentną i twórczą, ale u Daviesa jest wręcz niesforna i buntownicza. Autor ma prawo do swojej wizji, mnie jednak ta wizja nie przekonuje. Sądzę, że język filmu bardzo trudno oddaje ducha poezji pisanej
"Własne Ja - gdy się zaczai
Za Samym Sobą -
Przerazi bardziej niż Morderca
W pokoju obok."
Te i inne strofy Dickinson pozostawmy lepiej tam, gdzie ich miejsce - w wyobraźni czytającego.

Krzypur

No tak, znowu się pan bawi sofizmatami. Niektórzy to lubią, niektórzy dają się na nie nabierać. Mnie to już nie bawi, rozmowa z panem też, ale, że jest to niejako, trochę pośrednio skierowane do mnie. To popatrzmy.

"również mnie raziła sztuczność zachowań i dialogów" - dialogi i zachowania w dużej mierze opierały się na ówczesnych konwenansach. Raziły sztucznością, może. Ale są prawdziwe.

Przykład "Lalki" za to całkowicie nietrafiony, bo epoka może ta sama, ale mam wrażenie, że nie pamiętasz, albo nie chcesz pamiętać na czym polega wyjątkowość książki Prusa i jej ekranizacji. W książce, jak i ekranizacjach widzimy niemal cały czas ludzi z różnych grup społecznych i etnicznych. Komunikacja jest, jeśli nie zaburzona to zabrudzona. Już sam główny bohater, Wokulski, mówi językiem nie pasującym do jego klasy, słychać u niego wpływ wojska, on nie raz nie mówi, on wydaje rozkazy i komendy. Zresztą jedna z najsłynniejszych scen w języku angielskim ma podkreślić wdarcie się Wokulskiego do sfery do której nie należy.

A co mamy w biografii Dickinson to bardzo hermetyczną społeczność, homogeniczną językowo. W filmie mamy tylko jedną jedyną scenę, gdy bohaterka rozmawia z kimś z poza swej sfery, czyli pracownikami kuchennymi. Inna scena, która mówi dużo o komunikacji w samej rodzinnie to ta, gdy ojciec wybitny prawnik i kongresmen strofuje córkę, żeby wyrażała się precyzyjnie, nie używała słowa "służba" a "pracownicy". W tym domu jeśli chce się coś powiedzieć, to trzeba to bardzo dokładnie przemyśleć. W innym miejscu cicha matka tłumaczy swoje milczenie. Inna sprawa, że jeśli się przyjrzeć, to postacią która mówi w filmie jest postać poetki. Inne postacie próbują do niej doskoczyć, do jej elokwencji, wyrafinowania.

"pokazana zbyt feministycznie" - zabawny zarzut, bo zapewne dla ciebie samo określenie "feministyczny" jest obelgą. Nie wiem, pewnie sam nie będziesz w stanie wyjaśnić dlaczego postać Dickinson jest zbyt feministyczna. Jej życie wyglądało tak jak przeinwestowano to w filmie, reżyser jest tu bardzo wierny faktom, zresztą w dialogach pobrzmiewają słowa Dickinson z listów oraz zapisów ludzi z którymi miała styczność. Faktem jest, o czym sama pisała w listach, że nie wyszła za mąż w obawie, że małżonek zabroni jej pisać.

"Daviesa jest wręcz niesforna i buntownicza" - to znaczy? Znów brak konkretów, jak przy "zbyt feministyczna".

"Autor ma prawo do swojej wizji, mnie jednak ta wizja nie przekonuje." - tu pan sugeruje, że zna doskonale biografie Emily Dickinson, ale na 100% jestem pewien, że wie pan tyle co najwyżej było napisane w Wikipedii. A może i tego nie. Pamiętam, z inny wpisów takie przechwałki. Davies bardzo dokładnie odtwarza fakty z jej życia, ten film można oglądać z biografią na kolanach i odznaczać "to jest", "o tym wspomniano". Nawet jedna z nielicznych scen wizyjnych, gdy poetka wyobraża sobie kochanka w pokoju, można spróbować dopasować do któregoś z jej wierszy. I jest to jedna z nielicznych w filmie wizualizacji poezji. Zresztą bardzo piękna.

"język filmu bardzo trudno oddaje ducha poezji pisanej" - ja za to sądzę, że nic by cie nie zadowoliło. Wizja tego, czy innego reżysera. Pamiętam, że masz rozbuchane ego, więc twoim zdaniem twoje wyobraźnie jest najznakomitsze (może czas chwycić za kamerę?). Choć ma co do tego duże wątpliwości.

Na plus, że tym razem powstrzymałeś się od uwag o charakterze rasistowskim, czy antysemickim. Ale czuć tu smrodek twoich fobii.

ocenił(a) film na 5
brava

Nie do Ciebie. Bez komentarza.

Krzypur

Jaka piękna kapitulacja!

ocenił(a) film na 8
omaa_kaan

"I'm nobody... " Człowiek, który gna, spieszy się, goni czas, siebie, innych, wartości minione, przyszłe a człowiek zatrzymany w biegu, nagle, w fazie oddechu, z bólem, którego źródła nie odnajduje nigdzie więcej niż tylko w drugim człowieku , z radością, której źródło zmacone ciągłym ruchem lecz bezruch jednocześnie odsłania radości nietrwalosc... "jak dobrze jest być nikim "...
Piękny, subtelny obraz,uwrazliwiajacy nas na inność.. Dom pełen osobliwości. Niezwykłe postaci rodziców, dzieci, obraz miłości, w której blaskach i cieniach kształtowała się wrażliwość poetki. Jak wiele szlachetnosci, rozumienia bólu, buntu w silnej ojca postawie, w cichej postaci matki, która wypowiadając się otwarcie tylko raz, mocnym głosem, przyprawia widza o zdumienie "wolę słuchać i milczeć, tym sposobem uprzedzenia nie stają się opiniami"
Ach, mnie po prostu urzeka słowo... i za nim ostrożnie stapajacy człowiek, by nie zdeptac róż...

omaa_kaan

Widziałam, oceniłam na 3 - film słaby.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones