Osobno ta dwójka jakoś nigdy mnie na ekranie nie zachwyciła, ale tutaj razem tworzą tak rewelacyjny duet, że nie mogłam oderwać od nich wzroku. I nie wiem, czy to kwestia dobrego zgrania się na planie i zwyczajnego polubienia się, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że świetnie się razem bawili. Chyba to właśnie sprawia, że mimo, że film jest dość przewidywalny i raczej odmóżdżający, to łatwo ulec magii atmosfery, jaką ci dwoje stworzyli.
Scena z ceremonii zaślubin to masakra - nieważne, ile razy bym ją oglądała, śmieję się do łez. Warto obejrzeć ten film choćby jedynie dla tego momentu - Joy usiłująca nadążyć za pastorem i te jej rzeczowe ucinające "I do, I take him!", do tego ta 2-ka na drugim planie:D Obejrzałam właśnie pełną wersję tej sceny na yt:
https://www.youtube.com/watch?v=jjFJ20qfi2Q
I teraz serio zastanawiam się, czy grali, czy faktycznie byli pijani. O ile Ashtonowi mogłabym jeszcze przypisać grę, to błędny wzrok Cameron silący się na skupienie, zbyt rozluźniona szczęka wywołująca dziwne tiki i obłąkany śmiech wyglądają dla mnie zbyt autentycznie. I jeszcze ten moment kiedy Ashton zderza się z kamerą. Nie żebym uznawała tych dwoje za kompletne beztalencia, ale nie sądziłam, że mogą być tak dobrzy (zwłaszcza Diaz). Wbrew pozorom wiarygodne zagranie pijanego nie jest takie łatwe. No i sam fakt, że scenę tak drastycznie skrócili... może właśnie dlatego? Ma ktoś jakieś info?