To nie jest film sci-fi tylko fantasy. Ogólnie fabuła bez sensu. Z początku jeszcze historia potrafiła zaciekawić, ale wszystko rozmywa się w dalszych minutach i kiepskim zakończeniem. Klimat nawet jako taki jest, ale ogólnie, jak wcześniej inna osoba wspomniała, jest to film bez polotu.
Bliżej tej filmowej opowieści do twórczości Howarda niż C. Clarke'a. Zresztą sama książka Cold Skin to gatunek przygodowo-fantastyczny, w której nie ma mowy o osiągnięciach nauki i techniki i taki też jest film, który z przymrużeniem oka można prędzej nazwać "tower defense" ;)
Mówisz waść o R.E Howardzie? Raczysz chyba żartować. Fantasy to magia, czary, nadprzyrodzone moce etc - tu masz do czynienia z nieznanym morskim stworzeniem, z ewolucją, która poszła inną drogą. Bliżej tu do Juliusza Verne`a niż do Howarda, Le Guin czy Tolkiena. Fantasy to fantasy, kolego.
We fantasy nie musi być obecna magia. Owszem jest jej sztandarowym elementem, ale jest wiele książek jak i filmów, w których nie ma magii, czarów i są uznawane za fantasy. A wspomniałem Howarda, bowiem u niego w wielu opowiadaniach nie ma magicznych motywów, są obecne bestie (np. małpoludy, wielkie jaszczury), tajemnicze budowle, miejsca, istoty, ludy itd. Co do wspomnianej ewolucji są to przemyślenia bohatera i nie stanowią one trzonu opowieści. Czy film o marynarzach i syrenach będzie też filmem SF? Nie bardzo.