Początek XX wieku, zaraz przed I Wojną Światową. Młody meteorolog przybywa na praktycznie bezludną wyspę aby wymienić i kontynuować pracę swojego poprzednika. Na miejscu odnajduje jednak pustą chatę i latarnię morską nieopodal, którą opiekuje się przybyły dużo wcześniej latarnik, a także osobliwe istoty, przypominające hybrydy ludzi i gadów stroniące od światła. Meteorolog szybko opuszcza chatę w strachu i łączy swe siły z odizolowanym latarnikiem w celu walki z żabolami.
Moje osobiste odczucia podpowiadają mi, że (pół-żartem) jest to kolejny "Kształt wody", w którym odwrócono tylko rolę oprawców, bo są nimi kreatury (przynajmniej tak się z początku wydaje). Film opowiada też o tym jak dostosowanie do staroświeckich zasad i wzorów może być zgubne. Meteorolog w strachu przed nieznanym podziela zachowanie latarnika, który za życiowy cel postanowił wytępić nieznane mu istoty. Jednak gdy dużo młodszy i inteligentny bohater z biegiem trwania je poznaje to zradza się konflikt między jedynymi ludźmi na wyspie. W zasadzie identyczna sytuacja przedstawia się z dorastaniem: rodzice najczęściej dostarczają nam pewnym wzorów, ale w pewnym czasie, z wiekiem najzwyczajniej się wypalają, nie będąc zdolnymi do dalszego przetwarzania i przekazywania informacji sugerowanych przez nowoczesne społeczeństwo. Historię można równako odnieść do wielu innych sytuacji czy wydarzeń z historii, jak na przykład rasizm lub emancypacja kobiet. Choć nie jest to wyznacznik gatunku, warto to obejrzeć.
P.S.: Zastanawiam się skąd ostatnio w kinie tendencja do pokazywania wątku seksu międzygatunkowego...?