Jedno z najdostojniejszych filmowych doświadczeń mijającego roku. „Crimson Peak” okazał się horrorem nie tylko majestatycznym – jego królewskie kostiumy i bajeczna scenografia na pewno stoją już w kolejce po Oscary – ale też szlachetnym. Po serii bezpłciowych ghost stories, jakimi kina raczyły nas w ciągu ostatnich lat, cofnęliśmy się do kolebki horroru o nawiedzonych domach. Wnętrza popadającego w ruinę pałacyku baroneta Sharpe’a wypełniono strachem, obłędem i nieustającym uczuciem zagrożenia, sprawnie żonglując motywami znanymi z takich filmowych monumentów, jak „The Haunting” czy „Lśnienie”. Nie jest jednak „Crimson Peak” wyrazem samego tylko duchowego spadkobrania, a raczej obrazem bardzo współczesnym i prowokacyjnym, jakiego powstydziłoby się kino grozy lat 60. To adresowany do Roberta Wise’a list miłosny, nostalgicznym atramentem pisany. Począwszy od jaskrawych zdjęć autorstwa Dana Laustsena, a na szokującej kreacji Jessiki Chastain kończąc, jest też dziełem warsztatowo bezbłędnym.
hisnameisdeath . wordpress . com/2015/12/28/filmowe-podsumowanie-2015-roku-25-najlepszych -horrorow-cz-2 (spacje!)
Nie sądziłem, że dostanie. "Coś za mną chodzi" też nie otrzymał, a śmiało mógł zostać wyróżniony w kilku kategoriach (zwłaszcza za muzykę i zdjęcia). Oscary z roku na rok coraz bardziej przeobrażają się w śmieszne nagrody.
Lepiej obsypać nominacjami propagandowe ścierwo ("Most szpiegów") i gniot dla mas z pseudonaukowym przesłaniem ("Marsjanin").