Niepotrzebne przemówienie do kamery w ostatniej scenie, miało na celu zbytnie idealizowanie Cromwella. :/
Właśnie ta scena podobała mi się najbardziej. Cromwell grzmiał swą mową o narodzie, o swej dziejowej roli, a wokół niego jedynie opustoszałe ławy parlamentu - nikt już go nie słuchał, jego czas minął.
Póki Oliver Cromwell żył, miał prawo uważać, że jeśli czyjkolwiek czas minął - to czas parlamentu właśnie. Liczebność oraz rola tego ostatniego zostały walnie ograniczone. Cromwell, oficjalnie obdarowany tytułem Lorda Protektora, de facto rządził jak dyktator. Inna rzecz, że rzeczywiście cieszył się w Anglii znaczącym prestiżem osobistym.