Niskobudżetowy obraz kanadyjskiego reżysera odpowiedzialnego za dość ciekawy „Klub” z 1994 roku. Fabularnie jest standardowo: wprowadzenie w stylu „ruszamy na tripa, kręcę wszystko, mam fajna kamerę, śmichy-hihy”, a potem terror. I sam terror to coś pomiędzy psychopatą za kółkiem (najpierw terror sieje kamper) i „Rest stop” (potem dowiadujemy się jakie cuda dzieją się w kamperze). Całość jest sprawnie zrealizowana i nawet początek terroru był dość skuteczny, ale potem suspens się trochę rozmywa. Było kilka fajnych momentów i w sumie ogląda się to nawet w porządku, do tego było trochę gore, ale ogólnie jest to wtórne do bólu i fabuła jest zbyt prosta, background story co do czynnika zła tu po porstu nie istnieje.