Film poruszył bardzo ważną życiową kwestię - nie warto chodzić do dentysty! Ludzie tego typu to oszuści i mordercy, tylko czekają na okazję by podać komuś narkozę, a później robią z człowiekiem Bóg-wie-co. Zazwyczaj maczają palce w machlojkach i przekrętach. Przykładem był stomatolog grany przez Henry'ego Oscara.
!!! ZAGROŻENIE SPOILERAMI !!!
Poza tym film razi nieco głupotami scenariuszowymi, szczególnie w końcówce. Grupa policjantów przychodzi odbić zakładniczkę bez żadnej broni. Co więc robią? Idą w kupie do drzwi, może gość ich wpuści. Jednak mit został obalony - "w kupie siła" o dziwo się nie sprawdziło. Według moich skrupulatnych obliczeń 5 policjantów zostało zabitych, 2 zostało rannych. Ciekawe, żeby odbić jakąś dziewoję warto poświęcić 5 policjantów, hm. Porywacze nie ustępowali im w bystrości. Mając dwóch zakładników (bo do córeczki doszedł jeszcze ojciec), zamiast wysunąć jakieś żądania wolą się naparzać. Do tego brakuje muzyki w tym filmie, ale jednak winić za to Hitch'a nie mogę, bo minęło zaledwie kilka lat od wprowadzenia filmów dźwiękowych.
Można jednak dostrzec w tym wczesnym obrazie Hitchocka solidne podstawy do dobrego kina, które później zresztą prezentuje. Praca kamery (choćby śledzenie cienia, kiedy Lawrence idzie korytarzem po ukrytą wiadomość) czy montaż (scena przed próbą zabójstwa księcia - przygotowywanie instrumentów zmieszane jest ze wzrostem zaniepokojenia na twarzy pani Lawrence) to już naprawdę coś. No i Peter Lorre świetnie wypada jako filmowy Abbott.