'The Man Who Invented Christmas' to film, który całkiem fajnie się ogląda - jest dynamiczny, pozytywny, momentami zabawny. Jest to też dobry sposób, by lepiej poznać Karola Dickensa, bo dużo jest tu zawartych faktów z jego życia. Mimo to fabularnie niestety jest przeciętnie. Film jest zbyt prosty i oczywisty, to takie typowe familijne kino do niedzielnego rosołu.

To, co mnie najbardziej raziło, to właśnie oczywistość, widoczna zwłaszcza dla kogoś, kto zna autora, jak i jego dzieła. Dickens co krok trafia na coś, co zainspiruje go do napisania książki, a wszystko to pojawia się deus ex machina. Kelner ma na imię Marley, jeden bogacz wspomina o przytułkach dla bogaczy, a jakiś nieprzyjemny jegomość na cmentarzu nagle podchodzi do bohatera i mówi - humbag. To wszystko jest zbyt bajkowe i naiwne, przez co nie sposób traktować filmu na poważnie.