Ludzie sie jaraja seria filmow pt "Rocky" (moze i to klasyka - co prawda dostal Oscar'a), "Alim" (z Willem Smithem - fakt rola bardzo ciekawa i widac ze Smith sie przygotowal) i jeszcze paroma innymi filmami o tematyce boksu. Jednak "Człowiek ringu" powalil mnie na deski... doslownie. W ogóle muzyka, charakteryzacja i kostiumy odzwierciedlajace czasy wielkiego kryzysu w USA, a przede wszystkim fenomenalna gra Crowe'a... tu nie chodzi tylko o sport, walke o honor. To film ukazujacy dramat rodziny w czasach kryzysu... jakze aktualny w dzisiejszych czasch dla wielu milionow ludzi na calym swiecie. Sa takie trzy sceny, ktore poruszyly mnie bardzo:
1. gdy Jim rezygnuje ze zwyklego plasterka wedliny na rzecz glodnej corki
2. gdy ojciec i syn ida oddac skradziona salami do rzeznika... slowa ojca do syna porazaja autentycznoscia..."Mozemy byc biedni ale mamy honor."
3. gdy Jim podczas konferencji prasowej na pytanie o co bedzie walczyl... odpowiada "O mleko..."
Pomimo tradycyjnych motywow patriotyzmu, wolnosci slowa, walki o honor i nadzieje (jakze typowych dla kina amerykanskiego) film porusza jedno z najwazniejszych jak dla mnie problemow - czy w dzisiejszych czasach znajdzie sie taki "Buldog z New Jersey" ktory da nadzieje wielu milionom ludzi na calym swiecie? Jak dla mnie jest to film o wiele bardziej wartosciowy niz "Gladiator" czy "Piekny umysl" (pomimo ze oba widzialem i podobaly mi sie). za role Bradock'a Crowe powinien dostac Oscar'a. jest dramaturgia, jest krew i pot, sa lzy... i patrzac na opinie innych widzow wystepuja one zarowno na ekranie jak i przed nim. Jak dla mnie Ron Howard zrobil arcydzielo jesli chodzi o gatunek jakim jest dramat biograficzny.