Można go odbierać dwojako - z jednej strony jak ciepły, zabawny film, portret pewnego staruszka i jego najbliższych, opowieść o prostocie życia, altruizmie i drobnych przyjemnościach codzienności;
z drugiej zaś, jako obraz, który poprzez zabawę konwencjami, filmowymi kliszami i motywami próbuje opowiedzieć o większym problemie, o spokoju sumienia i jego uciszaniu, o mimowolnej, ludzkiej tendencji do magicznej wiary w zasadę "jeśli czegoś nie widzę, to tego nie ma", o cudach, w które wolimy wierzyć, zamiast próby stawienia czemuś czoła na "ziemskich" warunkach.
To też film poruszający problem imigracji i polityki władz wobec tego zjawiska. Z jeden strony dosłownie, a z drugiej bardziej metaforycznie.
Mądry, ładnie zrealizowany, wieloznaczny i na swój sposób magiczny - Człowiek z Hawru. Zdecydowanie warto.