Wielkie kino - z jednej strony kameralny dramat małżeński, z drugiej epicka opowieść o jednostce w tłumie.
Film jest świetnie zagrany - znakomicie wypada zarówno James Murray, jak i Eleanor Boardman, ale duża w tym zasługa znakomicie rozrysowanych postaci. W pierwszej edycji Oscarów - w 1929 roku - film zdobył dwie prestiżowe nominacje: za " Niepowtarzalną i artystyczną produkcję filmową" oraz za "Reżyserię dramatu". W pierwszej przegrał ze "Wschodem słońca", w drugiej z "Siódmym niebem". O ile z pierwszym przypadkiem poczekam do ponownego obejrzenia filmu Murnaua, o tyle w drugim na zwycięstwo bardziej zasługiwał Vidor - "Siódme niebo" to pięknie opowiedziana poruszająca historia, która cały czas się podoba, "The Crowd" jednak na jej tle wypada lepiej: zwłaszcza w warstwie dramaturgicznej. Film jest też kapitalnie zrealizowany - już od pierwszych scen mamy tu całą masę świetnych pomysłów realizatorskich (sekwencja narodzin bohatera, śmierć ojca, "wejście" kamery do biurowca), znakomicie wypada też montaż. Przejmujący finał cały czas wywołuje emocje i jest na wskroś nowoczesny, natomiast sama końcówka to jeden z najlepszych gorzkich happy-endów, jakie można zobaczyć w pradziejach kina. Mocne, poruszające i wciąż robiące wrażenie kino, tchnące autentyzmem w pokazywaniu postaci i ich problemów, ale też wciąż aktualnym konfliktem jednostka-zbiorowość. Bo czy tak naprawdę cokolwiek w tej materii się zmieniło?
Rzeczywiście Oscar bardziej się Vidorowi należał, zgadzam się też co do kilku fantastycznych pomysłów realizatorskich i świetnego Murraya (Boardman niekoniecznie), poza tymi zaletami fim jednak jak dla mnie przeciętny. Przejmującego finału tu nie zauważyłem, chyba raczej chodzi ci o punkt kulminacyjny na moście (swoją drogą scena po nim następująca jak nic inspirowała de Sikę przy "Złodziejach rowerów"). Ów konflikt jednostka-zbiorowość jest niestety prawie w ogóle nie wykorzystany, uważam... Wielka szkoda.
Jak się na swoją pasję poświęca każdą wolną chwilę, a pasja łączy się z Twoją pracą, to da się :).
Też (choć jak się tak o sobie mówi, brzmi to trochę bufoniasto:), przede wszystkim jednak filologiem i polonistą, a że zajmuję się też edukacją filmową w szkole, to oglądać dużo trzeba - i czas na to się zawsze znajdzie :).
No widziałeś więcej niż niejeden krytyk także masz prawo:) Ja też staram się oglądać jak mam tylko czas ale Ciebie dogonić będzie niemożliwe.