Taki miał być, ale mnie nie rozśmieszył, ani razu. Czułem, że to jakoś tak na siłę zrobione. Zabawna była scena szydzenia z Nataszy i jej pozerskich póz podczas walki.
Nie był w ogóle zabawny. Przy każdym "żarciku" miałem taką samą minę jak Scarlett. I tak sobie myślałem, że takiego Red Guardiana można było naprawdę dobrze osadzić w całej historii. Aleksiej mógł na przykład opowiadać na dobranoc swoim przybranym córkom te legendy o rosyjskim superbohaterze, który zawsze pojawia się kiedy jest potrzebny i przez większość filmu był taką niezdarą, żeby w finałowej sekwencji ubrać ten śmieszny kostium (w końcu jesteśmy w ścisłej bazie generała, na pewno dałoby się uzasadnić trzymanie tam kostiumu Red Guardiana, chociażby dla beki) i uratować Nataszę poświęcając swoje życie. Wiadomo, że dość sztampowe, ale wolałbym to niż to, co mi zaserwowali.