Czarna wdowa przez pierwszą godzinę swojego trwania obiecuje film skupiający się na tym co bohaterowie czują i jakie mają motywacje oraz mający coś ważnego do powiedzenia, aż do akcji w więzieniu. Wtedy nagle ciekawy i oryginalny film zmienia się w typowe MCU (i nie miałbym o to żadnych pretensji gdyby pierwsza połowa filmu nie obiecywała czegoś innego). No i pojawia się postać rosyjskiego Kapa. Byłem pewien, że film mimo żartów, które widziałem w zwiastunach nada tej postaci trochę głębi, ale nie XD Ta postać jest w tym filmie tylko po to żeby była źródłem chujowych żartów (hehe jest gruby i śmierdzi). Już mniejsza gdyby od początku film był infantylny i ukazywał jego postać jako moczymorde typową (tak, w MCU alkoholizm to idealne źródło beki), ale ta postać miała duży potencjał, Kapitan Ameryka z trochę innymi ideałami, ale równie bardzo im oddany zostaje opluty i wysłany do więzienia przez swój własny kraj. Niestety Red Guardian nie dostał nawet jakiegoś kozackiego lub chociaż emocjonalnego momentu w filmie, nawet poważnie i emocjonalnie zapowiadająca się scena rozmowy z Florence Pugh kończy się żartem o sikaniu. Wielka szkoda bo myślałem, że właśnie ta postać będzie jednym z moich ulubionym elementów w Czarnej Wdowie, ale cóż... szkoda. Nigdy więcej taki "śmieszków" drugoplanowych w MCU.

PS jeszcze mogłoby być ok gdyby ta postać była jaka była (bohater, który jest żałosny i średnio żałuje tego co zrobił i wraz z trwaniem filmu zrozumiał by swoje błędy), ale to jak jest postrzegany i jakie wzbudza reakcje u innych bohaterów jest już okropnie cringowe.