Na pewno ciekawa jest fabuła i dość niespodziewane zakończenie. Niestety gorzej z aktorstwem i scenariuszem. Cassel jako obleśny moczymorda zachowuje się jak w brazylijskiej telenoweli. Krzyczy, gestykuluje, robi głupie miny. Sceny z synem, z czarnym na ulicy, w komisariacie... Jak dla mnie jest całkowicie niewiarygodny. Zresztą jego koledzy z komisariatu też jacyś z teatrzyku osiedlowego. Do tego dochodzi perełka scenariuszowa gdy Cassel przychodzi do matki zaginionego chłopaka i zaczyna ją pukać. A jak skończy to zaczyna ją przesłuchiwać. Mistrzostwo. Gdyby między nimi była jakaś chemia, coś zaiskrzyło, zgoda, krew nie woda. Ale tutaj tak sobie puknął, z marszu. Druga główna postać, czyli Duris też jakiś taki zbytnio momentami egzaltowany. Z pozoru czarny charakter, a w końcu okazuje się ciotowatym obciągaczem. Nie kupuję tego.
przede wszystkim jako zatwardziały alkoholik miał zaburzoną percepcję, jemu nie wydawało się to dziwaczne że dobiera się do tej kobiety, która z kolei widząc co chce ewentualnie ugrać (wyjaśnione w końcówce) pozwoliła mu na to, z resztą sama była w ciężkim szoku i być może zrobiła to z powodu wyrzutów sumienia, żeby siebie jakoś ukarać, zapewne więcej wyjaśnione w książce