Wiecie co, mnie już naprawdę zaczyna denerwować to amerykańskie plucie w kierunku Rosji. Co roku musi powstać przynajmniej jedna pozycja w tym charakterze. "Czerwona jaskółka" poza tym jest prosta jak konstrukcja cepa. A Jennifer jedynie poduczyła się w sztuce baletowej i w niczym inny nie zabłysła, ponieważ ani po rosyjsku mówić nie musiała, ani nie potrzebowała zabłysnąć w sztukach walki. Zastanawiam się kto na tego typu film łoży pieniądze. Amerykański rząd? I po co w czymś takim grać? W tym filmie nie ma nawet skomplikowanej intrygi. Nie ma żadnej wartości dodanej, tylko ciągły bełkot, że Ameryka dba o jednostkę (bo to najwyższa wartość), a Rosja nie. Typowy zapychacz kino i przykład amerykańskiej propagandy.