Amerykanie postanowili nakręcić monumentalny pomnik dla jednego z ichnich "bohaterów".
W końcu wiadomo, kto w Ameryce kręci (finansuje) filmy. I pamiętajmy, że Marx i Engels,
"Święci Ojcowie Założyciele", a potem większość dalszych "budowniczych" - Trocki, Zinowjew,
Kamieniew, Swierdłow, Uricki, Sokolnikow... byli co najmniej WSPÓŁtwórcami tego systemu,
z którego ich pobratymcy, jak widać, do dzisiaj są dumni. W każdym razie w Ameryce, skąd
niewiele było widać, jak to NAPRAWDĘ wygląda. Powiedzmy sobie szczerze: Praktycznie cały
Zachód (a w szczególności USA) "zna" historię "Wielikoj Riewoljucji" z książki pana Reeda.
Nic dziwnego, że Moskwa pochowała go na Kremlu; w końcu był dla Bolszewików niezwykle
"przydatnym durniem". Nie ostatnim zresztą.
No ale, niestetto, mimo wielkiego zaangażowania, łącznie z zaangażowaniem znakomitych
aktorów oraz, jak sądzę, niemałych funduszy, z "pomniczka" wyszła, niestetto (a może "stetto")
straszna kobyła, rozciągnięta w nieskończoność bez sensu. Żeby nie było: filmy Tarkowskiego
- każdy ponad trzygodzinny - oglądam (i to wielokrotnie!) bez znudzenia i przysypiania!
Dobre zdjęcia i kilka (!) niezłych scen dałyby może znośny półtoragodzinny film, ale tak...
Aha: I żeby nie było, żem antysemita i antykomunista, więc pod tym aspektem oceniam ten film:
Niejaki Eisenstein BYŁ Żydem par excellence i kręcił ewidentnie filmy propagandowe dla Sowietów.
No i co? No i NICO! Jego filmy są ARCYDZIEŁAMI! Czego o TYM filmie przy najlepszych chęciach
nie da się nijak powiedzieć...