Kolejna amerykańska komedia "świąteczna", gdzie jest klozetowy humor polegający na rzyganiu albo wypinaniu tyłka do kamery. Sama fabuła pretekstowa, odrealniona i schematyczna - znowu para bohaterów chce "przeskoczyć święta", ale nie mogą i muszą odwiedzić rodzinę, a każde z ich rodziców jest rozwiedzione. I humor typu - ojciec wyzywa matkę od suki, matkę rucha kolega głównego bohatera, a jego bracia go tłuką i w czasie świąt rzucają o podłogę i skaczą po meblach itd., bo to jacyś wrestlerzy albo małoletnia dziewczynka bierze do buzi zużyty test ciążowy. No świąteczne w ch*u*j i jakże mądre. Sama fabuła się kompletnie nie klei - po jakimś czasie całkiem nie wiadomo o co chodzi, bo pierw jadą do każdego z rodziców osobno, a potem jakoś wszyscy razem siedzą przy stole itd. No i jak zawsze - jedno z bohaterów przechodzi "przemianę" (ale ciekawe od czego, bo ich rodzinka to niezła patola) i chce zacząć żyć jak rodzina, potem nie odzywają się chwilę, ale nadchodzą święta i godzą się i w ogóle. No kurde... to było przewałkowane w 10 tysiącach innych takich filmów. No niestety, ale "Cztery gwiazdki" to kolejna klozetowa komedia bez jakiegoś sensu. Ciekawe tylko co w obsadzie robi Robert Duvall czy John Voight... 4/10
W ostatnich latach te komedie tego typu dzielą się na dwa rodzaje - albo pseudo-łzawe, mdłe dla kur domowych albo chamskie i klozetowe dla mentalnej gimbazy. Gdzie takie filmy jak "Kevin" czy "Witaj Święty Mikołaju" gdzie mimo infantylności dało się przemycić ciepłą, rodzinną atmosferę i zabawny humor?