Crawford mogłaby tu być zastąpiona walizką, którą by chronił Baldwin - tyle mamy z jej "aktorstwa". I bzdury piszą ci na tym forum, którzy twierdzą, że jest w tym filmie seksowna. Pamiętacie scenę z Adamem, informatykiem ze sklepu? To on w scenie z Crawford był "sexy", bo sugestywnie doznawał rzekomej seksowności Crawford, która akurat wtedy najdalsza była od seksowności, bo nieudolnie grała wampa. Tak więc cała temperatura ich relacji w sklepie była wyrażona tylko przez Adama.
Wyłączyłem w pewnym momencie lektora, by usłyszeć, jak wypowiada kwestie sama Crawford - i miałem pełne potwierdzenie jej "drewnianości" - głos bez wyrazu, bez emocji. Jedyne chwile, gdy była wiarygodna, to gdy grała silne emocje, po pościgu i eksplozjach samochodów, ale w sytuacjach spokojnych, gdzie gra się małymi zmianami intonacji, subtelnymi ruchami i mimiką - tam nie istniała, bladła jak Górniak, śpiewająca spokojnie i cicho (bo Górniak sprawdza się głównie w piosenkach ekstatycznych, ekspresyjnych). Była scena w hotelu, gdy rosło napięcie dzięki świetnie zagranym przez Baldwina emocjom, w Crawford panował dziwny sen, przeświecała przez nią ściana hotelowa, tak nie istniała wtedy aktorsko.
Akurat po 2/3 filmu trwa przerwa reklamowa i nie wiem, czy wrócę do oglądania.
I na koniec - co trzyma ten film w stanie oglądalnym? Nieliczne dobre sceny, jak ta z samego początku filmu z S.Hayek; albo ta, gdy Detektyw Max dzwoni na chybił trafił do jakiegoś sklepu, by usłyszał go podsłuchujący. Ta rozmowa trzech osób... arcykomiczna...
Ach, ten film jest jak osteoporoza, trzymajacy się jak podziurkowana kość, cudem, dobrymi aktorami jak Hayek (dlaczegooo.... ? dlaczego jej nie wybraliście do głównej roli...?! doskonała aktorsko i piękniejsza od Crawford), jak Baldwin, jak Berkoff.