Dla mnie wiele scen jest zwyczajnie głupich, zaczynając na "dziwnej" scenie próby gwałtu na Elicie i jej reakcji
na to (u Antonioniego taka scena może by i przeszła jako klasyk, ale u Peckinpaha, z całym szacunkiem, jest
zwyczajnie głupia), a kończąc na mocno irytujących niekonsekwencjach (np. Bennie zostaje sterroryzowany
przez bandytę a następnie walczy z nim o rewolwer, mimo, że cały czas ma przy sobie własnego Colta .45
ACP - co widzimy dwie chwilę przedtem, kiedy pokazuje go jeszcze podczas jazdy w samochodzie). Ostatnie
sceny zabójstwa El Jeffe jak i strzelanka w hotelu to bez wątpienia wynik osiągnięcia statusu calkowitej
odporności na kule przez Benniego. Naliczyłem tam przynajmniej 10-ciu strzelających do niego z bliskiej
odległości ochroniarzy. No nic, tego typu rozwiązań, jak i bardziej ogólnej estetyki tego filmu jakoś nie
potrafię dobrze strawić.
Co do pierwszej sceny to dlaczego u Pekinpaha nie przeszłaby ?? Widzę że się Nędznych Psów nie oglądało a się takie wywody na temat kina robi ... nieładnie ;P
gdybyś Cpt Spaulding znał twórczość S.P to raczej byś tak nie napisał:
"...wiele scen jest zwyczajnie głupich, zaczynając na "dziwnej" scenie próby gwałtu na Elicie i jej reakcji
na to (u Antonioniego taka scena może by i przeszła jako klasyk, ale u Peckinpaha, z całym szacunkiem, jest
zwyczajnie głupia)
Co do drugiej czesci Twojego wywodu, to rzeczywiscie strona czysto techniczna czyli jakies bledy w filmie itp. jest tutaj najwiekszym mankamentem, no ale każde kino rządzi się swoimi prawami, na tym polega jego urok.
"Ostatnie sceny zabójstwa El Jeffe jak i strzelanka w hotelu to bez wątpienia wynik osiągnięcia statusu calkowitej
odporności na kule przez Benniego. Naliczyłem tam przynajmniej 10-ciu strzelających do niego z bliskiej
odległości ochroniarzy. No nic, tego typu rozwiązań, jak i bardziej ogólnej estetyki tego filmu jakoś nie
potrafię dobrze strawić. "
Problem polega na tym że dla Bennie'go nieistotne było czy przeżyje czy nie, to była jak podróż w jedną stronę w kierunku jądra ciemności - nie ważne jak daleko zajdzie bohater (przy udziale szczęścia, umiejętności czy znajomości) finał może być tylko jeden. Myślę że było to poniekąd założenie filmu - ukazanie że nieważne jak wiele przeszkód pokonasz na drodze jeżeli droga ta prowadzi w złym kierunku.
"Dla mnie wiele scen jest zwyczajnie głupich, zaczynając na "dziwnej" scenie próby gwałtu na Elicie i jej reakcji
na to"
Tu akurat się zgodzę, przez moment myślałem że Elita jest "wspólniczką". Jednak chodziło chyba o to że Elita spodziewała się że oprawcy nie zostawią świadków tak więc chciała się "przypodobać". Nie mniej dziwna to była scena.
Był kiedyś jeszcze bardziej kuloodporny bohater o nazwisku William Munny, i Eastwood dostał za niego dwa Oscary. Colt został w samochodzie, co do niedoszłego gwałtu to po 1 przy straw dogs to jest pryszcz a po 2 to chyba jasne że Elita desperacko próbuje uratować życie swoje i Benniego.
Z liczeniem u ciebie nie najlepiej. W hotelu jest trzech ochroniarzy w drugim pokoju. Jeden ginie prawie od razu, drugi strzela do lustra, a trzeci po prostu daje dyla. Wszyscy są kiepscy w tym zawodzie. Realizm ten sceny jest bez zastrzeżeń.
U El Jeffe jest czterech ochroniarzy, również nie najlepszych. Benny załatwia ich szybko siedmioma strzałami. To już mniej prawdopodobne, szczególnie, że nie został nawet draśnięty. Ale nadal możliwe. A chwilę potem ginie w samochodzie, więc nie najlepiej u niego z tą "kuloodpornością".
Ludzie, czyście powariowali! Przecież tu nie chodzi o taki "techniczny" realizm. Przecież tu Peckinpah się bawi z widzem, podpuszcza go. Tak jakby chciał powiedzieć "No jak myślisz, ile razy można mieć szczęście? Raz? Dwa? Trzy? Cztery....? No można, ale i co z tego, skoro to i tak nie trwa wiecznie".