Jako małomiasteczkowa osoba urodzona w drugiej połowie lat 70-tych, do niedawna znałam postać Andrzeja Brychta głównie z opowieści jednego z pracowników mojego ulubionego antykwariatu. Dopiero parę tygodni temu, wskutek wielce szczęśliwego zbiegu okoliczności, udało mi się zapoznać z samą twórczością literacką tego pisarza, która zainteresowała mnie na tyle, że postanowiłam sięgnąć także do jego poczynań filmowych. Szczerze powiem, że po seansie "Dancingu w kwaterze Hitlera" jestem pod ogromnym wrażeniem. Fantastycznie prowadzona narracja, właściwie to takiego stylu opowiadania spodziewałabym się w dużym stopniu bardziej po samym Grzegorzu Królikiewiczu niż po Janie Batorym... Przepiękny, niezwykle frapujący, niesłusznie zapomniany film.