PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=647326}
4,8 4 225
ocen
4,8 10 1 4225
Dark Was the Night
powrót do forum filmu Dark Was the Night

Zagubione w bezmiarze puszczy miasteczko, najpewniej w zalesionej części Ohio, lub Pensylwanii. Uśpione i senne. Zatopione w przedzimowym bezruchu.
Nieobecny duchem szeryf po przejściach otrzymuje zgłoszenie o kradzieży (zaginięciu) konia z pobliskiej stadniny. Krótko po tym zaskoczeni mieszkańcy osady odkrywają wokół domów burzące poczucie bezpieczeństwa ślady dwunożnej istoty znacznych rozmiarów. Na szosie leży rozszarpana sarna stanowiąca owoc polowania tajemniczego zwierzęcia. Korę na okolicznych drzewach odłupano zostawiając ślady po potężnych pazurach...
Indianie z plemienia Szaunisów, stanowiący część miejscowej społeczności zaczynają z lękiem przebąkiwać o tajemniczej istocie - na pół legendarnej, na pół z krwi i kości, pokroju Wendigo.
Do dbającego o bezpieczeństwo ludzi stróża prawa zaczyna powoli docierać, że podległy mu rejon stał się właśnie obszarem łowieckim wyjątkowo niebezpiecznego, dużego i nie bojącego się ludzi drapieżnika. Zastępca szeryfa spekuluje, czy aby nie zabłąkało się w ich tereny nieznane nauce zwierzę, które, niczym legendarna Latimeria - o której gdzieś coś czytał, postanowiło właśnie ujawnić światu swoją obecność.
Na domiar złego nadciąga wielka śnieżyca odcinając miasteczko i jego mieszkańców od cywilizacji...

Tyle tytułem zachęty do filmu, który, mimo niewątpliwych słabości, mile mnie zaskoczył.
Mam nadzieję, że nie posunąłem się w lekkim spoilerowaniu za daleko.
Obraz wyreżyserowany przez Jacka Hellera ma swoje wady.
Widać mały budżet a końcówka stanowi w moim odczuciu - piętę achillesową filmu, co zresztą jest dość charakterystyczne w gatunkach takich jak horror, sci-fi, czy thriller.
Jeśli jednak nie nastawimy się na nie wiadomo jak straszące widowisko – film może pozytywnie zaskoczyć widza gustującego w wywoływaniu napięcia samym tylko klimatem, bez nachalnego eksponowania tego, co ma u oglądającego wywołać lekkie ciarki.
Klimat ten tworzy w filmie wg mnie parę rzeczy.
Niepokojąca muzyka której autorem jest Darren Morze. Bardzo dobrze wkomponowana w tło i wzmacniająca napięcie w szeregu scen zapowiadających, że coś się lada chwila wydarzy.
Sceneria.
Bohaterowie poruszają się wśród lasu filmowanego z założenia w taki sposób, iż kolorystyka otoczenia sprowadza się chwilami do czerni i bieli. Aż się momentami człowiek zastanawia, czy nie trzeba wyregulować w telewizorze ostrości kolorów. Ten sprytny zabieg nadaje opowiadanej historii surowy, szorstki klimat pełen zimna, pustkowia i śniegu. Zadziałało to przynajmniej na mnie i wkręciłem się w wytwarzany nastrój.
Gra aktorska – ogólnie poprawna, choć scenariusz nie narzucał jakichś szczególnych wyzwań.
Kevin Durand w roli szeryfa pogrążonego w rozpaczy po stracie synka – to dość ograny i tani chwyt, ale tu się wg mnie sprawdził, dodając szczyptę dramatyzmu i psychologii w nieskomplikowanej przecież z założenia historii.
Słabo – wg mnie – wypadają efekty specjalne, które w filmach tego gatunku, jeśli są dobre – pełnią często rolę wisienki na torcie.
Filmowej bestii prawie nie widać. Są ślady, coś tam słychać, gdzieś coś sapnie, coś tam przemknie, ale finalnie wciąż wszystko sprowadza się do budowania napięcia i wyczekiwania – co tam wreszcie z tegoż lasu wylezie, aby się wyeksponować. Gdy wreszcie w pełni wyłania się z ciemności by stanąć przed widzem w końcówce filmu – może nastąpić małe rozczarowanie (tak było u mnie).
Dociera do nas wówczas w pełni, że oglądamy kino klasy B.
Niemniej - raz, że świadomość tego przychodzi na minutę przed napisami końcowymi, a dwa – że w sumie dostaliśmy już to, czego spragniony odrobiny straszenia, co bardziej wymagający widz oczekuje: budowany stopniowo przez półtorej godziny nastrój, narastającą atmosferę zagrożenia i zagadkę przemykającą cieniem pośród drzew w ośnieżonej dziczy.
Osobiście wolę to sto razy od hektolitrów krwi i nadużywania preparowanych komputerowo efektów specjalnych, które wyłażą do mnie z co drugiego oglądanego filmu grozy.
Zachęcam więc do obejrzenia i choć d..y nie urywa - jak mówi stary kabareciarz, to przy odpowiednim nastawieniu – film daje szansę na 90 minut w miarę przyzwoitego napięcia.

Pozdrawiam.

użytkownik usunięty
jabu

Gdzie obejrzałeś ten film? Bo ja szukam i coś nie mogę znaleźć.

użytkownik usunięty
jabu

Już nieważne. Udało mi się znaleźć.

jabu

Najpierw narzekasz, że za mało efektów specjalnych, potem, że są słabe, a na koniec oświadczasz, że wolisz takie od zbyt dużej ich ilości, komputerowo generowanych.
Zdecyduj się o co ci chodzi.

ocenił(a) film na 6
sendspam

Witam,

Jeśli już to kolejność „narzekania” jest w moim tekście odwrotna:

najpierw „narzekam”, że efekty specjalne są słabe. Pierwsze zdanie na ich temat które się w tekście pojawia brzmi przecież:
"(...) słabo – wg mnie – wypadają efekty specjalne, które w filmach tego gatunku, jeśli są dobre – pełnią często rolę wisienki na torcie.

Potem „narzekam”, że jest ich mało:
„(…) Filmowej bestii prawie nie widać. Są ślady, coś tam słychać, gdzieś coś sapnie, coś tam przemknie, ale finalnie wciąż wszystko sprowadza się do budowania napięcia i wyczekiwania (...)”.


A na koniec oświadczam, że wolę budowanie klimatu od efektów uzyskiwanych komputerowo:

„ (…) budowany stopniowo przez półtorej godziny nastrój (…) - osobiście wolę to sto razy od hektolitrów krwi i nadużywania preparowanych komputerowo efektów specjalnych (…).”


A więc kolejno: że są słabe, że jest ich mało oraz, że przedkładam atmosferę ponad komputerowe efekty specjalne.

I jeszcze jedna uwaga. Ja ogólnie nie jestem entuzjastą efektów generowanych komputerowo. Możliwości z nimi związane stworzyły nowe perspektywy w takim gatunku jak horror (ale też w filmie sci-fi, czy kinie batalistycznym). Tyle, że zaczęto ich nadużywać kosztem innych form (klimat, atmosfera). Tego nie akceptuję i to próbowałem przekazać w moim tekście.
Bez jakiejkolwiek ingerencji informatyków potrafiono osiągać genialne efekty, które do dziś królują wśród fanów gatunku. Że przypomnę zabieg z odwróceniem „w tył” nakręconego obrazu w „An American Werewolf in London” (i wykonanie „dołka” w podłodze dla Davida Naughtona, w którym schowano go od pasa w dół), czy kapitalne sztuczki Carlo Lambardiego w „Silver Bullet” robiące, mimo upływu 30 lat – wrażenie do dziś. Takie efekty preferuję, choć wymusza to u mnie wieczne powroty do starych produkcji (przy czym i obecnie mamy, choć incydentalnie - mniej lub bardziej udane przykłady obchodzenia się bez technik komputerowych w efektach specjalnych – weźmy choćby zeszłoroczny „Late Phases”).

Pozdrawiam,

jabu

cieszę się, że jeszcze można tu poczytać takie konkretne wypowiedzi o tym, co się widziało i tegoż przemyślenia jak najbardziej do rzeczy

ocenił(a) film na 6
RainMaker86

Witam,

No właśnie – to „jeszcze” przewija się coraz częściej, wśród co bardziej rozsądnych dyskutantów na FW.
To nie jest ten sam serwis, co kiedyś. Coraz mniej w nim wymiany myśli związanej z X Muzą. Co gorsza lepiej nie będzie. Zły przykład daje często sama redakcja, zwłaszcza z samej góry (nie umniejszając starań, często bardzo zaangazowanych, szeregowych moderatorów).

Pozdrawiam

ocenił(a) film na 2
jabu

Widzisz, budżet nie jest tutaj absolutnie argumentem. Można utkać bardzo dobry i inteligentny obraz bez udziału góry dolców. Idealnym wręcz przykładem (szczególnie ze względu na porównywalny klimat) jest The Witch, Roberta Eggersa. Podobnych przykładów jest pewnie więcej, ale ten w zupełności wystarczy.

Więc, skoro mamy to za sobą, oto dlaczego galimatias Hellera (oprócz tytułu) nie miał w sobie nic wartościowego.

Scenariusz, oj tak. Do napisania dobrego scenariusza nie potrzebne są pieniądze. Wystarczy inteligencja, spryt, wnikliwość i zdolność uchwycenia istoty historii (szczególnie w trudnym gatunku, jakim jest horror). Depresja szeryfa, która przewijała się przez cały film jak przegotowany makaron, w zasadzie nie pełniła tu żadnej istotnej roli - ot sobie była. Absolutnie nie zazębiała się z wątkiem grozy, gdyż ów mknął osobno w sposób iście komiczny (o tym za chwilę). Dlaczego się nie zazębiały? Bo postać szeryfa była rozpisana tragicznie.

Była płytka, szmaciana, niewiarygodna - nie zaskoczyła mnie w absolutnie żaden sposób. Nie posiadała żadnych cech czy instynktów, które ktoś w roli szeryfa posiadać powinien. Jego reakcje na OCZYWISTE ślady wskazujące istnienie realnego zagrożenie dla miasteczka, spotykały się z nielogicznymi, absurdalnymi i komicznymi reakcjami.

Przytoczę przykład:

- Szeryf już grubo po tym, jak spłoszył Wendigo przy stodole hodowcy koni, znalazł na środku drogi rozprute zwierzę (było to już po wszystkich znakach na niebie i ziemi, które wskazywały zagrożenie). Widział też, że coś biega dookoła na skraju lasu. W tej samej scenie był również świadkiem, jak owo truchło zwierzęcia (ciężkiego dodajmy) coś w mgnieniu oka z asfaltu zabiera.

Co by zrobił prawdziwy stróż prawa? Co zrobiłby szeryf z krwi i kości, gdyby wiedział, że istnieje bardziej niż realne zagrożenie dla mieszkańców podległego miasteczka? Zwołałby myśliwych i wyruszył do lasu aby wytropić i zabić zwierzę? Rozłożył sidła? Od razu zwołałby do świetlicy rezydentów, aby przestrzec ich przed wychodzeniem do lasu (a już szczególnie puszczaniu dzieci samopas)?Nie wiem, zrobił COKOLWIEK? Otóż, według Hisela (scenarzysty), prawdziwy szeryf, bohater godny uwiecznienia na filmie... siedziałby spokojnie w biurze i klikał z zastępcą na komputerze. Ot tak, bez większego sensu i celu. Taka sobie scenka.

...

Ba! Nawet po tym, jak ewidentnie jakieś zwierzę zaatakowało i zabiło myśliwych, szeryf dalej wesoło nie robił nic. Przecież w miasteczku wielkości większej wsi na Podlasiu ludzie giną non stop. To całkowicie normalne. Paul obudził się dopiero, jak do jego własnej hacjendy wparował Wendigo (potwór powinien mu tam jeszcze przez drzwi wycharczeć: - Dawaj stary, zrób coś bo czas goni!). Oto scenariusz, który nadaje się jedynie do okrągłego segregatora. Albo lepiej - do niszczarki. Przynajmniej ekologia na tym zyska.

(((( W tym punkcie nadmienię jeszcze, że wszystkie postaci bohaterów były rozpisane na kolanie, nawet ta Wendigo. Ten bowiem, mimo iż (ponoć) inteligentny to strasznie płochliwy. Czuł jakieś opory w zabiciu policjantów w starciu sam na sam. Nie wahał się już natomiast wparować do kościoła pełnego ludzi z bronią. Cóż, gdyby twórcy mieli trochę wyobraźni, mogliby przekuć to na swoją korzyść, że na przykład Wendigo chciał, aby całe jedzenie zgromadziło się w jednym miejscu. No ale próżno szukać tu drugiego dna. Jedno wystarczy ))))

Więc oto mamy film w zasadzie bez głównego bohatera z fatalną linią fabularną. Reżyseria? No, szczególnie gdy na ekranie pojawiał się wątek grozy. Te puste ujęcia potwora były wręcz mistrzowskie. Nie rozumiem, po co porywać się na "CGI" całej postaci (w tym wypadku potwora) z takim budżetem. Kompletnie tego nie rozumiem. Niebywale lepszy efekt można było uzyskać angażując artystów od makeup'u i dodając (tak jak to zresztą zrobili w przypadku odnóży Wendigo) więcej animatroniki. Wendigo a'la wilkołak z "Dog Soldiers" byłby o wiele lepszym, budzącym niepokój rozwiązaniem, niż komputerowa pokraka. Dodali by też o wiele więcej smaku i suspensu, gdyby rozwinęli motyw indiańskich legend, gdyby pokazali więcej lasu - pokusili o parę ciekawszych graficznie zdjęć (tutaj odsyłam do wspomnianego The Witch), gdyby...

Mogę to ciągnąć dalej, ale w zasadzie każdy kwadrans tego filmu to nieumiejętnie pozszywane scenki fabularne.
Daję 2 jedynie za tytuł i wybór scenerii. No i trochę za Duranda.

użytkownik usunięty
Fishbon3r

Bardzo mi się podobał twój komentarz, dobrze napisany i wszystko prawda. Dodałbym jeszcze nadęte puste frazesy udające dialogi: "...musisz chronić tych ludzi...", "... zaopiekuj się mamą dopóki nie wrócę...", itd. Mdło mi się robiło jak tego słuchałem. A szeryf mnie po prostu irytował, dupa wołowa a nie szeryf. Ten martwy jeleń wykazywał więcej inicjatywy niż stróż prawa. Dziwię się, że to filmidło ma prawie 5 na FW. No ale...taki rok tego lata.

jabu

Zrobiłem ten błąd, że obejrzałem zachęcony obietnicą Latimerii na dwóch kopytach, ale kurczę - wczoraj oglądałem "The Ritual" (2017) z cudownie animowanym Wendigo i naprawdę na maszkarę z "Ciemnej Nocy" nie da się patrzeć, raczej śmieszy niż przeraża. To irytujące zwłaszcza przez to, że pojawia się bardzo późno, tak jak piszesz - ponad godzinę seansu buduje się napięcie, ale przez to oczekiwania co do maszkary zdążyły narosnąć.

Jak dla mnie w tym filmie dobry był jedynie pomysł na fabułę - rabunkowa gospodarka i wycinka lasów zmusza biedne Sasquatche i Wendiga do żerowania w prowincjonalnych miasteczkach.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones