Całkiem dobry horror wyszedł Jackowi Hellerowi. Trzymał w napięciu, choć od początku było wiadomo, co nawiedza mieszkańców miasteczka. Podobało mi się także, że reżyser nie pokazał od początku, co to był za stwór, użył tylko migawek, kawałka nogi/łapy, aby nie tyle wzbudzić strach, co rozbudzić wyobraźnię widza. Akcja rozwijała się w odpowiednim tempem, nie byliśmy zalewani falą scen, ale też i nie wlokło się to w nieskończoność. Minusem tej produkcji była zapewne jego końcówka, trochę karykaturalne były te monstra, a także trochę śmieszne zwieńczenie filmu, które sugerowało, że pomoc boża jest niezbędna, a kościół to nasza forteca. Mimo to przyjemnie się oglądało ten horror, były momenty strachu, trzymania w napięciu, parę scen o zabarwieniu dramatycznym (trochę też za bardzo rozbudowany wątek śmierci syna szeryfa, nie mający większego wpływu na fabułę, a jedynie końcowo gloryfikujący jego sylwetkę do rangi superbohatera i obrońcy uciśnionych). Taka naciągana szóstka.