Morderczy maniak grasuje w podrasowanym vanie, terroryzując na drodze samotnie jadące kobiety (oczywiście te niebrzydkie). Jego schemat postępowania zazwyczaj jest podobny, gostek jedzie wolniej, poirytowana babka za nim wyprzedza go i...zaczyna się jazda bez trzymanki. Kolo w vanie ma mocny fun ze szczucia swym mechanicznym potworem spanikowanych babek. Jego cel jest jasny - sterroryzować i zabić (lubi przy tej czynności słuchać irytującej muzyczki country z charakterystycznym rzępoleniem skrzypiec). Reporterka telewizyjna imieniem Janette postanawia przyjżeć się tej sprawie bliżej i powstrzymać drogowego zabijakę (ba, bierze nawet szybki kurs ekstremalnej jazdy, by w razie czego móc uciec przez czterokołowym szaleńcem).
Fabuła filmu jest naprawdę głupsza niż ustawa przewiduje i nie sposób jej brać na poważnie. Postacie są przerysowane, a nielogicznych dziur jest tu tyle co w cedzaku (koleś taranuje na zapchanych autostradach baby za kierownicą, i nie ma żadnych świadków prócz samych poszkodowanych, nikt nie reaguje, mimo że na drodze panuje ruch jak w ulu), lecz klimacik jest całkiem fajny. Z przyjemnością można popatrzeć na piękne stare amerykańskie wozy, oraz na kilka widowiskowych akcji na autostradzie (wszystkie niewieście ofiary, które przeżyły starcie śmierci, stwierdziły zgodnie, że drogowy szajbus jeździ jak demon), reszta jest naprawdę do zsypu i nie zasługuje na większą uwagę. Ocena trochę na wyrost, ale osobiście miałam nawet niezłą zabawę podczas tego seansu...no i ten plakat <3.