Jak go widziałam w tej części, poczułam nieodparte wrażenie, że powinien on patrzeć
wyłącznie na Zofię. Kamera leci po wszystkich studentach, którzy patrzą na Elżbietę, a on na Zofię, bo wiedział wszystko. Takie totalne uosobienie Boga, jakiego poniekąd tam gra. W
sumie scena i tak nie wyszła źle, bo patrzył on na zmianę to na Zofię i Elę. Zresztą co ja tam
wiem, nie wolno mi poprawiać mistrza:)
Mało tego, są trzy najazdy kamery w miejsce w którym siedzi Barciś, wszystkie podczas opowieści Zofii Za pierwszym razem nie ma go na sali z lewej strony, za drugim razem jest właśnie scena o której piszesz, a za trzecim razem Barciś zniknął Kiedy studenci wychodzą na salę już go nie ma
Z pewnością jest to personifikacja istoty boskiej Wydaje mi się też, że tylko niektórzy bohaterowie go widzą..
Fantastyczne spostrzeżenie! :)
To najpiękniejsza scena w tym filmie, jak dla mnie najtrudniejszym ze wszystkich epizodzie.
Ale nie rozumiem, Twojego spostrzeżenia.. Co by miało do wspólnego z tym najazdem kamery w trzech momentach i tylko w jednym pojawienie się Barcisia? Pojawienie się jednej z postaci Trójcy?? Chyba, że źle zrozumiałam.
Co do tego, że nie wszyscy go widzą, to masz racje, bo wydaje mi się, ze gdzieś to już czytałam w jakimś wywiedzie na temat Dekalogu.
Nie chodzi tu o Trójcę :). Chodzi o to, że pojawia się w momentach istotnych. W tym epizodzie widać to najlepiej. Na początku wykładu go nie ma, pojawia się gdy Elżbieta opowiada swoją historię i znika gdy studenci wychodzą z sali. Jak dla mnie rola grana przez Barcisia to taki swoisty wykrzyknik. Pokazuje co jest w danym epizodzie najważniejsze. Podkreśla główny wątek.