PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=4978}
7,6 17 497
ocen
7,6 10 1 17497
6,8 12
ocen krytyków
Dekalog VIII
powrót do forum filmu Dekalog VIII

W Kieślowskim można zakochać się od pierwszego wejrzenia, owszem! Ale dopiero potem, przy każdym kolejnym (wejrzeniu), zapada się w niego coraz głębiej, poddając się przed bezmiarem jego reżyserskiego geniuszu (wirtuoz obrazu) i ludzkiego oblicza – uczciwości i odwagi zadawania pytań… to prawda, że to kino intelektualne, zaangażowane (w szerokim tego słowa znaczeniu – zaangażowane nie tyle w sensie społecznym, choć to też, ale w sensie antropologicznym), raczej nie dla prostej przyjemności – oglądanie jego filmów to jak oglądanie dzieł sztuki dawnej Trud konfrontacji – tu, z szatą, w jaką odziane zostały treści (kto z nas zna na tyle Biblię, żeby zrozumieć obraz przedstawiający młodą nagą kobietę wśród starszych mężczyzn albo kto słyszał o ikonologii Cesarego Ripy??), a tam, u Kieślowskiego trud konfrontacji z własnym głodem albo lękiem przed stawianiem pytań doniosłych egzystencjalnie… Nadto „akcja” oddycha tu bardzo powoli i głęboko – nie trzeba dodawać, że nasze życie jest tak inne…
Dekalog VIII – wokół „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”… między realizmem, a symbolem…
Nie będę streszczać filmu. Tylko kilka słów refleksji po kolejnym wejrzeniu… Kieślowski potrafi zamilknąć, uprawia swoistą teologię milczenia (być może jest nadużyciem cytować tu Wittgesteina, ale w istocie zdaje się trafne w odniesieniu do Kieślowskiego: Wovon man nicht sprechen kann, darüber muß man schweigen). Epicentrum filmu, dialog Elżbiety i p. profesor:
- …człowiek jest wolny, może wybierać. Jeśli chce może zostawić Boga poza sobą.
– A w to miejsce?
– Samotność tutaj, a tam… no spróbuj pomyśleć do końca. Jeśli jest pustka… Jeśli wtedy naprawdę jest pustka, to w takim razie…
- Tak…ja to wiem…
..i tu się wszystko urywa, dialog przerwany – dzwonek do drzwi… widz nie usłyszy już odpowiedzi, co wtedy, jeśli tam jest naprawdę pustka. Musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie, co wtedy. Musi sam przemierzyć drogę, która pozwoli mu powiedzieć: tak, ja to wiem…
Kieślowski w ogóle jest mistrzem intermezzo - przecina swoją poważną operę krótkimi zabawnymi albo przynajmniej „lekkimi pieśniami” czy też „kompozycjami baletowymi” – pijany student przerywający opowieść Elżbiety (to prawdziwa historia – historia jej życia, historia, która naznaczyła całe jej życie, ale też życie p. profesor), dalej dwa „dialogi” rozgrywające się w dawnym miejscu zamieszkania p. profesor, oba zespolone pytaniem „pani z ogłoszenia?”:
Kobieta: Pani z ogłoszenia? Proszę.
P. Profesor: Nie, szukam znajomej. Weszła tu do klatki schodowej. Czarna, wysoka.
Mężczyzna: Pierdu, pierdu…
P: Szukam znajomej!
M: Pierdu, pierdu…
P: Weszła tu!
M: Pierdu, pierdu…
..i druga rozmowa, z dozorcą kamienicy:
- Przepraszam, czy tu jest drugie wyjście z tej bramy?
- Pani z ogłoszenia?
- Nie.
- Drugiego wyjścia tu nie ma. To porządny dom.
- Weszła tu w bramę moja znajoma.
- Z ogłoszenia?
- Nie! … i nie wyszła!
- (cisza) To musiała nie wejść.
- Weszła!
P. Pani profesor opuszcza bramę, a z okna dobiega raz jeszcze: pierdu, pierdu… Trzeba dodać, że chwilę wcześniej obraz przypomina scenę z filmu sensacyjnego: Elżbieta przyczajona w cieniu, z jakimś niepokojem spogląda na wchodzącą w bramę p. profesor (zabawa konwencją?) – tym mocniej widz odczuwa zabawność obu dialogów (ten drugi należy do moich ulubionych intermezzo Kieślowskiego;)… nie sądzę jednak, żeby chodziło tylko o chwilę relaksu! Kieślowski buduje całą tę scenę, nazwijmy ją: sceną w dawnym miejscu zamieszkania p. profesor, na zasadzie pewnego kontrastu. Obie kobiety zanurzają się w przeszłość, ten jej wycinek, który jest najbardziej bolesny, brzemienny, ale też jakoś ciemny, jakby opuszczony (jak to podwórko), rozsypany (jak nieład panujący w dawnym lokum p. profesor). Obie wzajemnie podprowadzają siebie, pomagają sobie w wejściu w tę ciemność – p. profesor decyduje, żeby przed kolacją tam jeszcze pojechać, a potem Elżbieta, która swoją przedłużająca się nieobecnością, zmusza do wejścia w to obce i straszne podwórko p. profesor. Przykuł wtedy moją uwagę strój Elżbiety – długi biały płaszcz i różowy szalik zarzucony tak na szyję, że w całości jej strój przypominał mi strój kapłana – w komży i stóle; strój kapłana-spowiednika, kogoś, kto udziela rozgrzeszenia – tu swoistego rozgrzeszenia z przeszłością, który jest szafarzem pokoju, pojednania, także z sobą samym… (Swoją drogą, podobno kwestia stroju Elżbiety była w toku kręcenia filmu jakoś mocno przepracowywana). I przy całej tej powadze, doniosłości chwili, dodajmy jakie chcemy wielkie epitety, słyszymy: pierdu, pierdu – czy Kieślowski chce uprzedzić czy wyrazić naszą (widza) potencjalną obojętność na dramat życia tych kobiet albo tylko niemoc empatii? A może chce powiedzieć tylko ogólnie: jesteś sam ze swoim dramatem, dla drugiego to pierdoły… A może jeszcze inaczej! P. profesor szuka Elżbiety – a to szukanie może być pewnym symbolem, jakby całe jej życie poświęcone sprawom etyki było w istocie szukaniem Elżbiety, którą straciła – straciła dla siebie i straciła dla niej samej – i wtedy słyszymy komentarz, może samego Kieślowskiego: pierdu, pierdu – więc całe to szukanie było tylko ucieczką od ciemności, próbą zapchania dziury, odwracaniem się od prawdy (wszyscy znali p. profesor z heroizmu ratowania innych, epizod z Elżbietą nie był znany)… Trudno stwierdzić, jaka jest wymowa tego dialogu, ale to jest domena arcydzieł – pozwalają się czytać na wiele sposobów! Teraz dialog z dozorcą. Jaka straszna niemoc przedarcia się przez oczekiwania ludzi: Pani z ogłoszenia? Tamta pani z ogłoszenia? I nie chodzi nawet o oczekiwania jakiś postaw, tylko o schematy, w które ujmujemy świat, żeby go jakoś przełknąć, oswoić, okroić z nieprzewidywalności… Z drugiej strony – dozorca swoją logiką zabija całe nasze, a na pewno moje (!), komplikowanie wszystkiego do granic możliwości (problem ma nie dwie strony, ale co najmniej dwadzieścia!!) – jeśli jest jedna brama to albo w nią nie weszła, albo z niej nie wyszła – koniec! Poza tym jest już tylko nasz strach, który zamazuje obraz…
No i na koniec ten symbol. On się u Kieślowskiego nigdy nie narzuca!! Czego nie sposób powiedzieć o całej masie produkcji współczesnych, pretendujących do miana „ambitnego kina”… Film w swojej najbardziej podstawowej warstwie (powiedzmy, warstwie opowiadanej historii) jest jakby skończony. Co chcę powiedzieć, warstwa symboliczna może zostać pominięta albo nie odczytana bez szkody dla wymowy – widz może zostać na poziomie realności. Ciągle przekrzywiający się obraz, mężczyzna gimnastykujący się w parku (z jego: „każdy to może, sprawa ćwiczeń” i „to już za późno nie nauczy się pani), światło rzucane przez przejeżdżające samochody na twarze rozmawiających kobiet… Wszystko to może, ale nie musi zostać odczytane…

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones