(...) Film łączy ze sobą podgatunki Weird Westu i folk horroru, przez co wielu widzom jednoznacznie skojarzy się z "Czarownicą" Roberta Eggersa. Odcięte od cywilizacji miejsce akcji sprawia, że mierzą się bohaterowie "Wiatru" z podobnymi problemami, co Thomasin i jej rodzina; w pewnym momencie wprowadza reżyserka nawet demonicznego, białego kozła.
Najistotniejszy dla filmu jest aspekt wizualny: paleta kolorów składa się z odcieni depresyjnych i przeszywająco chłodnych, a sposób opowiadania w znacznej mierze zależy od sposobu obrazowania. Upodobała sobie Tammi ujęcia na zgnębione, ponure twarze aktorów − najwięcej do zagrania ma tu odtwórczyni roli przodującej, Caitlin Gerard. Nie mam co do filmu żadnych zastrzeżeń technicznych; stopień nagłośnienia i montażu dźwięku robi wręcz piorunujące wrażenie, a każdy kolejny strzał, okrzyk czy trzask podłogi wbija się w uszy niczym gwóźdź.
pełna recenzja - #HisNameIsDeath