Film znany także jako "Terror in Copper Valley" lub "Metal Monster". Po raz pierwszy zobaczyłam go w latach 90., kiedy byłam jeszcze w wieku szczenięcym.
Głęboko w pamięć zapadł mi zdezelowany, czarny Dodge, którego każde pojawienie się na ekranie wbijało w fotel i powodowało wewnętrzny dreszcz napięcia. Brudny, złowieszczy i pojawiający się nie wiadomo skąd wóz z tajemniczym maniakiem za kółkiem - to kiedyś robiło wrażenie!
Po latach wszystko wygląda już inaczej. Przede wszystkim, jest to przeciętniak, gdzie oczywiście nie uniknięto oczywistych rozwiązań, rutyny i sporych naiwnych "naciągnięć". Nie jest to w żadnym wypadku horror, gatunek bardziej można by zaliczyć do thrillera.
Jeśli chodzi o przewidywalność, to powodów do pozytywnych zaskoczeń też raczej nie ma tu wielu. Od początku wiadomo, że zdeterminowana mamuśka, będzie musiała stanąć zderzak w zderzak z enigmatycznym kierowcą, który sieje postrach. Połowa filmu to właściwie szaleńczy pościg, gdzie zdesperowana mamcia z brawurą podąża szkolnym autobusem, za "czarnym potworem" , który porwał jej córkę.
Jedynymi plusami filmu, są przede wszystkim cudowny Dodge Charger z 1974 roku (któremu dodano klimatycznego charakteru), oraz nuta tajemniczości jaka go zwięźle oplata (od początku, do końca filmu nie dane jest nam zobaczyć oblicza zimnego pedofila-mordercy). Tylko i wyłącznie dla tego film ten potrafi zapaść w pamięć.
Oprócz tego, można także zobaczyć jak w "oryginalny" sposób pozbyć się policjanta, który wchodzi w paradę. Jak wyjść żywym ze spadnięcia w przepaść i jak z powodzeniem wycofać szkolny autobus, który zatrzymał się nad urwiskiem ;).
Dla zainteresowanych: Film można zobaczyć na YouTube w wersji oryginalnej.