Film dobry, urzekły mnie szczególnie krajobrazy, klimat, taki wyluzowany styl życia, no i muzyka! Wspaniała, szczególnie Cry Wolf- Lisy Germano, utwór który pojawia się kiedy Jacy wraca po spotkaniu z Cadym.
Nie podobała mi się końcówka. Po co śmierć chłopca? I bez tego Jacey dostała lekcję "dorosłości" która sądząc po jej minie i po tym jak szybko uciekała z lasu pod koniec, wcale jej się nie spodobała. Mogli zakończyć film inaczej, niekoniecznie aż takim dramatem.
Poza tym- Cady. Nie spodziewałam się, że wykorzysta Jacey, sądziłam że zachowa się inaczej, bardziej odpowiedzialnie. Facet nie był w porządku.
I tutaj kolejna rzecz, która budziła mój sprzeciw. Jacey- grana przez Alicię jest naprawdę świetnie odegrana, wyrazista i nie przesłodzona, jednak niestety wyglądała jak 11 letnie dziecko, kompletnie żadnych oznak kobiecości. Okropnie się czułam oglądając ją z Cadym.
No i nowo-zelandzki akcent, ciężki do zrozumienia. ( film oglądałam bez lektora i napisów)
odpowiadając na Twoje pytanie o tytuł - w jednym z dialogów małżonkowie, chyba rano po imprezie, odsłaniają rolety i komentują pogodę - że będzie deszcz, ja mam wrażenie, że może tu chodzić metaforycznie o potrzebę jakiegoś przełamania psychologicznego między nimi, bo cały czas jest ładna pogoda, a jednocześnie taka stagnacja i niemoc między nimi... ale nie wiem czy to dobry trop:)