Od pierwszych minut odbiłam się od tego filmu. Rozumiem, że film opowiada o amerykańskiej historii, ale wszystko co działo się na ekranie nie wynikało z siebie. Mamy najazd na klub nocny, potem zamieszki, okradanie sklepów, minutę później wojsko strzelające do małych dziewczynek i pożary na ulicach. Co tam się w ogóle stało? Oczywiście wiem, że w było tam dużo nierówności społecznych, rasizm, brutalność policji i był to wynik jakiegoś dłuższego procesu, ale film w ogóle tego nie pokazuje. Może nie miał takiego zamiaru, tylko chce nas wrzucić w akcję, ale ja nie potrafię się w nią zaangażować bo wszystko co się działo na ekranie było dla mnie niezroumiałe i nielogiczne - nie wystarczy powiedzieć "rasizm" by to wytłumaczyć. Po drugie, czy film postawił sobie za cel żeby znienawidzić od pierwszych minut obie strony konfliktu? Bo jeśli tak to mu się udaje, ale nie pomaga to zaaangażowaniu się w seans, czy w to co dzieje się na ekranie. Biali są brutalni, biją i atakują czarnych bez większych powodów, a czarni niszczą własne miasto i atakują wszystkich jak popadnie nieważne czy białych czy czarnych. Wątek młodych to już w ogóle mnie rozwalił. W mieście są zmieszki, ludzie giną na ulicach, godzina policyjna, a ludzie w innej części miasta imprezują sobie jak gdyby nigdy nic? Lepiej, stwierdzają, że to zajebisty pomysł, żeby zażartować z tego inscenizując postrzelenie kolegi w TYM SAMYM MOMECIE, GDZIE KTOŚ KILKA PRZECZNIC DALEJ GINIE W TEN SAM SPOSÓB. Naprawdę? Jak można być tak niewrażliwym i żartować z tego? A potem jeszcze strzelać z okna jakimiś kapiszonami i być zdziwionymi, że wbija do nich wojsko. Nie mam słów na tego rodzaju głupotę i ignoranctwo. Oglądałam filmy tej reżyserki i uważam je za niezłe (choć wróg numer jeden nieco mnie męczył), ale tutaj w ogóle nie mogłam się zaangażować w przedstawianą przez nią historię. A szkoda, bo chciałam, żeby ktoś przedstawił mi tło tamtych wydarzeń i różne strony konfliktu.