Daniel Johnston, postać - zdaje się - zupełnie nieznana w PL ma się dobrze w USA. Jest otoczony kultem jednostki, przyrównuje się go do Boba Dylana. Pieśniarz, gitarzysta, rysownik. Artysta pełną gębą. Z jednym mankamentem, jest chory psychicznie.
Film o Diable i Danielu pokazuje, jak rozwijała się choroba. Jak Daniel coraz bardziej alienował się od rodziny, społeczeństwa, zamykał w swoim świecie. Ile nerwów i smutków zarazem przysparzał otoczeniu. Jak niełatwo było go upilnować. Jak ciężko żyje się z człowiekiem, który przebywa w zupełnie innej rzeczywistości.
Film o tyle wiarygodny, że Daniel już od dzieciństwa miał nawyk utrwalania wszystkiego na taśmach magnetofonowych, magnetowidowych... W związku z czym, oprócz standardowego w filmie dokumentalnym komentarza rodziców, znajomych, można posłuchać nagrań samego Daniela. Sprzed dziesięciu, piętnastu, dwudziestu lat. To robi wrażenie.