Po triumfalnych latach 60-ych, filmy z gatunku spaghetti westernów zaczęły przypominać własną karykaturę. Angażowanie sprawdzonych gwiazd nic nie daje kiedy scenariusz i wykonanie zawodzą na całej linii. Nie mogłem niestety przełknąć Lee Van Cleefa z fryzurą niczym Zbigniew Wodecki i w dodatku mówiącego nie swoim głosem. Zwłaszcza to ostatnie przelało czarę goryczy. No i ci bandyci wyglądający jakby się urwali z Village People. Jedyne co dobre w tym filmie to muzyka.