Film jak najbardziej można obejrzeć, aczkolwiek zabrakło w nim głębi uczuć i emocji, stąd wrażenie spłycenia filmu. Mimo wszystko reżyser oddał pustkę i samotność, w jakiej żyła księżna Diana, brak prawdziwej miłości - mimo romansów i przerażającą samotnośc - mimo otaczającego tłumu; zaś końcowa scena spotęgowana wyjątkową muzyką z przeszywającym głosem wokalistki (Dead Can Dance - The Host Of Seraphim) naprawdę pozostaje w pamięci i oddaje cały tragizm tamtych wydarzeń.